Kolejny rok za nami i aż strach pomyśleć ile się koło nas działo – a miało być tak spokojnie i beztrosko.
Nowy rok spędzaliśmy w domowej atmosferze było miło i sympatycznie, ale już w nowy rok - wieczorem kiedy odebrałam kolejny telefon mina mi zrzedła. Dzwoniła mama że babcia jest w szpitalu a stan jest krytyczny. No cóż babcia była w takim wieku, że kiedy lekarze zdiagnozowali co jej dolega, to nikt nie wierzył, że z tego wyjdzie. Jednak mały cud się stał bo do domu wróciła na kilka miesięcy, zmarła w maju mając sto jeden lat i pięć miesięcy.
W pierwszym tygodniu stycznia mieszkanie XXX zostało częściowo zalane, a za kilka tygodni pod koniec marca zostało zalane po raz drugi w tym momencie już nie nadawało się do zamieszkania.
Od końca 2015 roku ja już działałam w sprawie konferencji, w styczniu dopinałam pewne rzeczy, ale mnóstwo jeszcze było prze de mną. Jedni mówili nie dasz rady, nie wiesz na co się porywasz, inni po co ci to. Jednak było kilka osób które wierzyły, że dam radę i ma to sens. XXX pomagał ile potrafił na co dzień i chyba najbardziej się denerwował, dzięki temu nie denerwowałam się ja.
Konferencja odbyła się 17 marca dzięki dobrym duszkom i mam nadzieję że była udana.
W końcu musieliśmy znaleźć odpowiedź na nurtujące nas pytanie czy mamy zamieszkać razem czy XXX ma szukać mieszkania dla siebie.Decyzja zapadła szukamy dla nas. Okazało się że znalezienie mieszkania dla trójki ludzi wcale nie jest proste.
Do tego od maja ja zaczęłam znowu chorować i kilka spraw nałożyło się na siebie. W końcu udało się podpisać umowę najmu mieszkania.
Między czasie próbowałam utworzyć punkt pomocy wzajemnej jednak nic z tego nie wyszło po mimo że wszystko pozałatwiałam chętnych nie było.
Przy okazji konferencji w szkole syna zaproponowałam konkurs na prace plastyczne zdrowie kobiety w ciąży.
Nigdy nie zapomnę własnych odczuć po tym co zobaczyłam, jak piękne plakaty powstały ( większość opublikowałam na blogu )
W szkole odbyło się rozdanie dyplomów i małych upominków a plakaty pojechały na konferencję.
Młody człowiek kończył gimnazjum i było pytanie co dalej. Po badaniach w PPP odpowiedź była dosyć jasna, tylko znacznie gorzej z realizacją.
No cóż papierek jest najważniejszy i musi być poprawnie napisany, i tu się zaczęły schody, ilość odwołań nie wiem czy była zabawna, ale mnie już skłaniała do płaczu bo ileż można. Po ciężkich bojach i pomocy w końcu się udało, hura jesteśmy w OREW.
Nasza przeprowadzka trwała długo i w rezultacie była bezsensowna, bo po wielkiej radości przyszło jeszcze większe rozczarowanie.
Do tego mieszkanie na którym mieszkam wynajęłam, okazało się że znalazła się chętna osoba która chciała mieszkać z grzybem. A że u mnie wszystko musi być na legalu to w urzędzie też wszystko zgłosiłam i pozałatwiałam.
Najpierw załatwiałam w jedną stronę a za kilka tygodni w drugą, no cóż samo życie
Okazało się że można się kochać ale nie koniecznie być szczęśliwym pod jednym dachem – nam się takie coś przydarzyło.
Więc na koniec roku był szybki remont i kolejna przeprowadzka.
Czy żałuję - nie niczego nie żałuję, to są doświadczenia które nie wyczyta się z żadnej książki.
Oczywiście nie muszę mówić jak te wszystkie wydarzenia są trudne dla Młodego
Szukaj na tym blogu FAS
czwartek, 29 grudnia 2016
środa, 7 grudnia 2016
Co wyście z tym dzieckiem zrobili ?
Jak się dowiedziałam nasze OREW od jedenastu lat wręcza Statuetki Anioła.
Co to takiego – już wyjaśniam, jest to nagroda dla tych osób które w mijającym roku szczególnie przyczyniły się do usprawnienia funkcjonowania OREW i Warsztatów Terapii Zajęciowych.
Nagroda jest wyjątkowa bo robiona przez podopiecznych własnoręcznie.
Dzisiejsza uroczystość odbywała się w domu kultury i była przygotowana przez OREW, na którą zostali zaproszeni wszyscy którym OREW leży na sercu.
Dlaczego nie wymienię stanowisk i nazwisk? Ponieważ zwyczajnie ich nie zapamiętałam.
Oprawę muzyczną dzisiejszej uroczystości zapewniła Orkiestra Dęta Śląskiego Garnizonu Policji.
W części artystycznej wystąpiła Grupa Teatralna Outsider ze spektaklem pt. "Box"
Grupę tworzą podopieczni ośrodka i ich wychowawcy, i opiekunowie. W dzisiejsze przedstawienie byli zaangażowani również osoby z poza OREW, przynajmniej tak zrozumiałam – wszyscy wykonali kawał dobrej pracy. Próby trwały wiele tygodni, czasami osobiście zaglądała na nie pani dyrektor w myśl powiedzenia -„ Pańskie oko konia tuczy „
Dla mnie dzisiejszy dzień to był dodatkowy stres i radość, a na koniec duma. Młody nigdy nie brał udziału w przedstawieniach, apelach – zawsze słyszałam to nie dla niego, i co dzisiaj się okazało, że i owszem dla niego.
Robił wrażenie zupełnie nie zestresowanego, a kiedy się zapytałam - czy się denerwował - odpowiedział że nie, bo pani za kurtyną pokazywała ze jest super, miał kila ról i z każdą sobie poradził.
Brawo synu mama dzisiaj była z ciebie dumna.
Pani reżyser, choreograf i kostiumolog tak dobrały wszystko żeby było pięknie, wygodnie i dla dzieci na wózkach - od przedszkolaka po najstarszego podopiecznego. Nie jedna łza dzisiaj w oku się zakręciła.
Pani Dyrektor dzisiaj rozdawała Pani Statuetki Anioła - dla mnie Aniołami jest PANI ze wszystkimi pracownikami OREW
Dajecie nam radość, satysfakcje, zadowolenie, a naszym dzieciom możliwość rozwoju i zaistnienia w oczach innych. Tego się nie kupi to jest bezcenne.
Ktoś powie mama nie pisze obiektywnie bo przecież syn też brał czynny udział, to taka mała dygresja na koniec – na parkingu stoi kilku mężczyzn ubranych w skóry ( dla mnie wyglądem przypominali harleyowców) przechodzę obok nich i słyszę fragment rozmowy „ wydawało by się takie zwykłe przedstawienie a okazało się ile one nam przekazały jak się dobrze w patrzeć w to co grały „
Co to takiego – już wyjaśniam, jest to nagroda dla tych osób które w mijającym roku szczególnie przyczyniły się do usprawnienia funkcjonowania OREW i Warsztatów Terapii Zajęciowych.
Nagroda jest wyjątkowa bo robiona przez podopiecznych własnoręcznie.
Dzisiejsza uroczystość odbywała się w domu kultury i była przygotowana przez OREW, na którą zostali zaproszeni wszyscy którym OREW leży na sercu.
Dlaczego nie wymienię stanowisk i nazwisk? Ponieważ zwyczajnie ich nie zapamiętałam.
Oprawę muzyczną dzisiejszej uroczystości zapewniła Orkiestra Dęta Śląskiego Garnizonu Policji.
W części artystycznej wystąpiła Grupa Teatralna Outsider ze spektaklem pt. "Box"
Grupę tworzą podopieczni ośrodka i ich wychowawcy, i opiekunowie. W dzisiejsze przedstawienie byli zaangażowani również osoby z poza OREW, przynajmniej tak zrozumiałam – wszyscy wykonali kawał dobrej pracy. Próby trwały wiele tygodni, czasami osobiście zaglądała na nie pani dyrektor w myśl powiedzenia -„ Pańskie oko konia tuczy „
Dla mnie dzisiejszy dzień to był dodatkowy stres i radość, a na koniec duma. Młody nigdy nie brał udziału w przedstawieniach, apelach – zawsze słyszałam to nie dla niego, i co dzisiaj się okazało, że i owszem dla niego.
Robił wrażenie zupełnie nie zestresowanego, a kiedy się zapytałam - czy się denerwował - odpowiedział że nie, bo pani za kurtyną pokazywała ze jest super, miał kila ról i z każdą sobie poradził.
Brawo synu mama dzisiaj była z ciebie dumna.
Pani reżyser, choreograf i kostiumolog tak dobrały wszystko żeby było pięknie, wygodnie i dla dzieci na wózkach - od przedszkolaka po najstarszego podopiecznego. Nie jedna łza dzisiaj w oku się zakręciła.
Pani Dyrektor dzisiaj rozdawała Pani Statuetki Anioła - dla mnie Aniołami jest PANI ze wszystkimi pracownikami OREW
Dajecie nam radość, satysfakcje, zadowolenie, a naszym dzieciom możliwość rozwoju i zaistnienia w oczach innych. Tego się nie kupi to jest bezcenne.
Ktoś powie mama nie pisze obiektywnie bo przecież syn też brał czynny udział, to taka mała dygresja na koniec – na parkingu stoi kilku mężczyzn ubranych w skóry ( dla mnie wyglądem przypominali harleyowców) przechodzę obok nich i słyszę fragment rozmowy „ wydawało by się takie zwykłe przedstawienie a okazało się ile one nam przekazały jak się dobrze w patrzeć w to co grały „
niedziela, 20 listopada 2016
czas ciągłych zmian
Ile zakrętów jeszcze ten rok przyniesie - do końca roku pozostało półtorej miesiąca, a ja już bym mogła zrobić kolejne podsumowanie.
Miało być spokojnie i miło a pozostała smutna rzeczywistość.
Moja Fasolka dostała tyle bodźców że aż się boję czym się to zakończy.
- zmiana miejsca nauki : wbrew pozorom wcale nie jest to dla niego proste
- śmierć prababci
- ciągły postęp choroby babci
- przeprowadzka czerwcowa i tu się bardzo cieszył
- nie zaakceptowanie partnerki taty
- niestety XXX okazał się innym człowiek na odległość, a innym pod jednym dachem
- remont mieszkania
- kolejna przeprowadzka
Pytanie które sobie zadaje - Czy mogłam coś przewidzieć ?
Niestety ale chyba nie.
Bo jedne rzeczy są naturalne : takie jak śmierć, choroba, zmiana miejsca nauki.
A co do ludzi to już zupełnie inny problem, bo ileż można tłumaczyć, nawet przy max szczerości z mojej strony - niestety jest druga strona która podeszła do sprawy po swojemu.
Odnoszę ciągle wrażenie że lepiej kogoś obrazić, zaszufladkować – niż zrozumieć, dokształcić, odpowiednio pomóc, ja na swój użytek mówię : kochać mądrze.
Panu XXX starczyło tej miłości na półtorej roku, a później zaczęło się to samo co już przerobiliśmy kilka lat wcześniej.
Wiem że mogę tu sobie pisać i pisać a co do poniektórych i tak nie wiele dotrze.
Jednak uważam że jeżeli ktoś chce być w związku gdzie jest choroba powinien się dobrze zastanowić, co robi i do czego się zobowiązuje.
Efekt dla syna zwiększona ilość leków, nadmierny poziom adrenaliny, jak długo po tym cudownym roku będzie dochodził do siebie - to niestety tego nie wiem.
Pytanie na które nie znam odpowiedzi - to czy nastąpi taki czas kiedy o pani E będzie mówił pozytywnie, a nie że jej nie lubi.
Ktoś mi kiedyś powiedział że to że XXX jest z nami to normalne żaden podziw.
Jednak będę podziwiała związki gdzie jest choroba i wzajemne wsparcie partnerów.
Miało być spokojnie i miło a pozostała smutna rzeczywistość.
Moja Fasolka dostała tyle bodźców że aż się boję czym się to zakończy.
- zmiana miejsca nauki : wbrew pozorom wcale nie jest to dla niego proste
- śmierć prababci
- ciągły postęp choroby babci
- przeprowadzka czerwcowa i tu się bardzo cieszył
- nie zaakceptowanie partnerki taty
- niestety XXX okazał się innym człowiek na odległość, a innym pod jednym dachem
- remont mieszkania
- kolejna przeprowadzka
Pytanie które sobie zadaje - Czy mogłam coś przewidzieć ?
Niestety ale chyba nie.
Bo jedne rzeczy są naturalne : takie jak śmierć, choroba, zmiana miejsca nauki.
A co do ludzi to już zupełnie inny problem, bo ileż można tłumaczyć, nawet przy max szczerości z mojej strony - niestety jest druga strona która podeszła do sprawy po swojemu.
Odnoszę ciągle wrażenie że lepiej kogoś obrazić, zaszufladkować – niż zrozumieć, dokształcić, odpowiednio pomóc, ja na swój użytek mówię : kochać mądrze.
Panu XXX starczyło tej miłości na półtorej roku, a później zaczęło się to samo co już przerobiliśmy kilka lat wcześniej.
Wiem że mogę tu sobie pisać i pisać a co do poniektórych i tak nie wiele dotrze.
Jednak uważam że jeżeli ktoś chce być w związku gdzie jest choroba powinien się dobrze zastanowić, co robi i do czego się zobowiązuje.
Efekt dla syna zwiększona ilość leków, nadmierny poziom adrenaliny, jak długo po tym cudownym roku będzie dochodził do siebie - to niestety tego nie wiem.
Pytanie na które nie znam odpowiedzi - to czy nastąpi taki czas kiedy o pani E będzie mówił pozytywnie, a nie że jej nie lubi.
Ktoś mi kiedyś powiedział że to że XXX jest z nami to normalne żaden podziw.
Jednak będę podziwiała związki gdzie jest choroba i wzajemne wsparcie partnerów.
piątek, 4 listopada 2016
spotkanie z nauczycielami
Pod koniec października byłam zaproszona do szkoły, na rozmowę na temat „FAS.- niepełnosprawność ukryta. Z perspektywy rodzica”.
Na tą rozmowę zostałam zaproszona jeszcze na wiosnę, między czasie nawet zapomniałam o tym, życie przecież się toczy, ze wszystkimi konsekwencjami. Więc kiedy przypomniałam mi pani Asia o zaproszeniu, ponownie się zgodziłam.
Ktoś powie czemu, przecież to głupota mówienie o swoich odczuciach, przeżyciach, doświadczeniach.
Ja uważam inaczej, jak zrozumie choćby jedna osoba to już jest sukces,
Ponieważ jeśli chodzi o szkolnictwo to przeżyliśmy dużo i to w różnych placówkach ( przedszkole prywatne, szkoła masowa , integracja, szkoła specjalna, ośrodek orew ) miałam o czym mówić i wiedziałam co powiedzieć.
Oczywiście emocje zawsze takim spotkaniom towarzyszą , najbardziej się bałam żeby nie odbiegać od tematu, a to wcale nie jest takie proste.
Spotkanie miało trwać półtorej godziny, a trwało dwie, więc nie było źle. Mnie najbardziej zaskoczyło że na trzydzieści osób tylko jedna osoba zadeklarowała że praca jest tylko zawodem a pozostali że jeszcze czymś więcej. Pytanie było w postaci anonimowej ankiety i ciekawa jestem do dzisiaj, czy wszyscy odpowiedzieli szczerze. Może tylko jedna osoba miała odwagę, tego się już nie dowiem.
Poruszyłam kilka tematów, niektóre są opisane tu na blogu. Wszystko o czym mówiłam przeżyliśmy na własnej skórze z synem,
Po jakimś czasie udało się, nauczyciele oprócz tego że słuchali, włączyli się do dyskusji, dla mnie to już był sukces - przestali być biernymi słuchaczami. Udało mi się wywołać emocje, doprowadzić do wymiany zdań.
Tak naprawdę od razu widziałam komu się podoba o kogo zanudziłam. Na szczęście tych zanudzonych nie było za wiele.
Doszliśmy do wniosku, że jak by tak na górze, ktoś władny raczył nas wysłuchać, to było by wszystkim łatwiej.
Jednej sprawy tylko nie mogę ja pojąć - czemu tak źle zostały odebrane słowa na temat OREW.
Lubię być wiarygodna dlatego przytaczam kilka napisanych do mnie opinii :
„że chwaliła pani OREW a nie szkołę specjalną - my trochę na tym punkcie jesteśmy przewrażliwieni, bo wiemy że OREWy nie powinny wg przepisów mieć u siebie dzieci inne niż z głębokim”
„ogólne wrażenie pozytywne, bądź bardzo pozytywne - była jedna opinia, że mama szuka dziury w całym ( w sensie wszyscy są źli, brak zrozumienia i współpracy) przy jednoczesnym stwierdzeniu, że gdyby ten problem dotyczył dziecka tej właśnie pani to prawdopodobnie zachowywałaby się tak samo)
i ostatni cytat
„nawet ja sobie zapisywałam kilka rzeczy wczoraj, które usłyszałam, bo potem już jako wykładowca na uczelni będę mogła je wykorzystać jako przykłady z życia wzięte - a to ma największa wartość!
Na tą rozmowę zostałam zaproszona jeszcze na wiosnę, między czasie nawet zapomniałam o tym, życie przecież się toczy, ze wszystkimi konsekwencjami. Więc kiedy przypomniałam mi pani Asia o zaproszeniu, ponownie się zgodziłam.
Ktoś powie czemu, przecież to głupota mówienie o swoich odczuciach, przeżyciach, doświadczeniach.
Ja uważam inaczej, jak zrozumie choćby jedna osoba to już jest sukces,
Ponieważ jeśli chodzi o szkolnictwo to przeżyliśmy dużo i to w różnych placówkach ( przedszkole prywatne, szkoła masowa , integracja, szkoła specjalna, ośrodek orew ) miałam o czym mówić i wiedziałam co powiedzieć.
Oczywiście emocje zawsze takim spotkaniom towarzyszą , najbardziej się bałam żeby nie odbiegać od tematu, a to wcale nie jest takie proste.
Spotkanie miało trwać półtorej godziny, a trwało dwie, więc nie było źle. Mnie najbardziej zaskoczyło że na trzydzieści osób tylko jedna osoba zadeklarowała że praca jest tylko zawodem a pozostali że jeszcze czymś więcej. Pytanie było w postaci anonimowej ankiety i ciekawa jestem do dzisiaj, czy wszyscy odpowiedzieli szczerze. Może tylko jedna osoba miała odwagę, tego się już nie dowiem.
Poruszyłam kilka tematów, niektóre są opisane tu na blogu. Wszystko o czym mówiłam przeżyliśmy na własnej skórze z synem,
Po jakimś czasie udało się, nauczyciele oprócz tego że słuchali, włączyli się do dyskusji, dla mnie to już był sukces - przestali być biernymi słuchaczami. Udało mi się wywołać emocje, doprowadzić do wymiany zdań.
Tak naprawdę od razu widziałam komu się podoba o kogo zanudziłam. Na szczęście tych zanudzonych nie było za wiele.
Doszliśmy do wniosku, że jak by tak na górze, ktoś władny raczył nas wysłuchać, to było by wszystkim łatwiej.
Jednej sprawy tylko nie mogę ja pojąć - czemu tak źle zostały odebrane słowa na temat OREW.
Lubię być wiarygodna dlatego przytaczam kilka napisanych do mnie opinii :
„że chwaliła pani OREW a nie szkołę specjalną - my trochę na tym punkcie jesteśmy przewrażliwieni, bo wiemy że OREWy nie powinny wg przepisów mieć u siebie dzieci inne niż z głębokim”
„ogólne wrażenie pozytywne, bądź bardzo pozytywne - była jedna opinia, że mama szuka dziury w całym ( w sensie wszyscy są źli, brak zrozumienia i współpracy) przy jednoczesnym stwierdzeniu, że gdyby ten problem dotyczył dziecka tej właśnie pani to prawdopodobnie zachowywałaby się tak samo)
i ostatni cytat
„nawet ja sobie zapisywałam kilka rzeczy wczoraj, które usłyszałam, bo potem już jako wykładowca na uczelni będę mogła je wykorzystać jako przykłady z życia wzięte - a to ma największa wartość!
sobota, 29 października 2016
Krótka historia 2012-2016
Kiedyś marzyłam że będę miała syna, mądrego i utalentowanego ( rodzina, dom, stanowisko ). Ot takie marzenia zwyczajnej matki, która marzy i planuje bo jeszcze może sobie na to pozwolić. Bo jak nie marzyć kiedy pociecha IO ma wyższe od rówieśników. Jednak życie jest nieprzewidywalne sytuacja się zmienia. Młodemu zaczyna się regres IO spada z badania na badanie. Najpierw przychodzi zwątpienie, niedowierzanie, takie podstawowe pytanie dla czego, czemu tak się dzieje. Pytam lekarzy, psychologów - jednak odpowiedzi nie dostaję.
No ale czy jak czaszka za mała, to mózg się chyba nie ma gdzie rozwijać. ( specjalnie nie piszę rosnąć bo on nie ma miejsca na takie działanie )
Mama już nie planuje, przestaje marzyć, zaczyna się martwić – co będzie dalej? Odpowiedzi nikt nie zna.
Przecież trwa codzienna rehabilitacja, codzienna nauka, codzienne przypominanie. Te same zdanie powtarzane wielokrotnie w ciągu dnia, bo mózg nie pamięta, nie przyjmuje dużej ilości wiadomości.
Mama jednak uparta nie poddaje się, walczy o syna i myśli o innych. Ile takich rodziców jak ona?
Zaczyna pisać bloga – bardzo się boi reakcji otoczenia, przysłowiowego co ludzie powiedzą.
Ku zaskoczeniu blog jest czytany, reakcja raczej pozytywna, zgłaszają się różne osoby tak powstaje FB profil, tam łatwiej pisać na prywatnych wiadomościach, wzajemnie się pocieszać, doradzić.
Blog zauważył Onet i telewizja, ktoś obronił magistra.
Uparta mama - co ciągle marzy, o zmianie podejścia do osób dotkniętych FAS, poznaje ciekawych ludzi i zamiast marudzić i narzekać zaczyna planować co może zrobić ona od czego zacząć.
Tak dzięki pani prezes Fundacji Fastryga powstaje konferencja zorganizowana przez osobę prywatną, nie stowarzyszenie nie fundacje, ale przez zwykłą mamę przy udziale dobrych ludzi.
Plany się jednak nie kończą walka trwa dalej, jednak kolejny pomysł nie wypalił. Wizja pomocy wzajemnej odniosła kompletną klapę.
Bo to że potrzebujemy porozmawiać to jedno ale przyjść i się pokazać to drugie. Ciągle się boimy i wstydzimy że będziemy oceniani, krytykowani.
Jeden projekt nie wypalił ale planów jest dużo – nie można się poddać
Ostatnie spotkanie z nauczycielami do opisania pozostaje
Blog nie dawno obchodził cztery lata istnienia i bardzo wszystkim
dziękuję że czytacie i komentujecie wszystkim życzę dużo dobrego i
samych słonecznych dni
No ale czy jak czaszka za mała, to mózg się chyba nie ma gdzie rozwijać. ( specjalnie nie piszę rosnąć bo on nie ma miejsca na takie działanie )
Mama już nie planuje, przestaje marzyć, zaczyna się martwić – co będzie dalej? Odpowiedzi nikt nie zna.
Przecież trwa codzienna rehabilitacja, codzienna nauka, codzienne przypominanie. Te same zdanie powtarzane wielokrotnie w ciągu dnia, bo mózg nie pamięta, nie przyjmuje dużej ilości wiadomości.
Mama jednak uparta nie poddaje się, walczy o syna i myśli o innych. Ile takich rodziców jak ona?
Zaczyna pisać bloga – bardzo się boi reakcji otoczenia, przysłowiowego co ludzie powiedzą.
Ku zaskoczeniu blog jest czytany, reakcja raczej pozytywna, zgłaszają się różne osoby tak powstaje FB profil, tam łatwiej pisać na prywatnych wiadomościach, wzajemnie się pocieszać, doradzić.
Blog zauważył Onet i telewizja, ktoś obronił magistra.
Uparta mama - co ciągle marzy, o zmianie podejścia do osób dotkniętych FAS, poznaje ciekawych ludzi i zamiast marudzić i narzekać zaczyna planować co może zrobić ona od czego zacząć.
Tak dzięki pani prezes Fundacji Fastryga powstaje konferencja zorganizowana przez osobę prywatną, nie stowarzyszenie nie fundacje, ale przez zwykłą mamę przy udziale dobrych ludzi.
Plany się jednak nie kończą walka trwa dalej, jednak kolejny pomysł nie wypalił. Wizja pomocy wzajemnej odniosła kompletną klapę.
Bo to że potrzebujemy porozmawiać to jedno ale przyjść i się pokazać to drugie. Ciągle się boimy i wstydzimy że będziemy oceniani, krytykowani.
Jeden projekt nie wypalił ale planów jest dużo – nie można się poddać
Ostatnie spotkanie z nauczycielami do opisania pozostaje
Blog nie dawno obchodził cztery lata istnienia i bardzo wszystkim
dziękuję że czytacie i komentujecie wszystkim życzę dużo dobrego i
samych słonecznych dni
sobota, 22 października 2016
Nie lekceważ osoby niepełnosprawnej.
Ja często patrzymy na osoby nie pełnosprawne z góry - bo my CI lepsi. Bo pozornie zdrowi jednak chyba nasze ego jest bardzo chore. Po Młodym widzę jak siedzi i obserwuje, coś pod nosem po buczy i nagle wypali – bo ta i ta osoba to sobie może rękę podać, mamo oni są jednakowo wredni. Nic nie mówię, ale doskonale wiem że ma sto procent racji. To że osoby z deficytami nie zawsze potrafią wszystko wyrazić, nie znaczy że nie myślą nie czują nie rozumieją, są bo są. A to nie prawda – potrafią bardzo dobrze obserwować, bardzo często mają więcej empatii od innych. W szkole Młody często zwracał uwagę że komuś dzieje się krzywda.
Opowiadała mi znajoma o dziecku które jest chore na SMA. Młody człowiek już w swoim życiu wiele przeżył i patrzy na świat swoimi oczami. Któregoś razu mówi do swojej mamy – wiesz u nas w przedszkolu jest chłopczyk którego nikt nie akceptuje, wiesz ja go lubię, on się bardzo stara, żeby móc się razem bawić z innymi, ale mu nie wychodzi. Nikt nie zauważył w zachowaniu dziecka nic pozytywnego, tylko chory chłopczyk. Ponieważ ma super mamę, to mama zainterweniowała u wychowawczyni że cos z dzieckiem X jest nie tak. Nawet mama tego nie lubianego chłopca niczego nie zauważyła, a może nie chciała zauważyć – tego nie wiem.
Nie wiem czy ktoś zwrócił uwagę, ale nawet zwierzęta nasze dzieciaki odbierają inaczej – im wolno znacznie więcej.
Nigdy w życiu nie zapomnę psa wilczura niemieckiego Azę. Pies typowy do pilnowania, nie znoszący dzieci a mój syn na jego grzbiecie jeździł. Właściciel psa mało nie zemdlał z wrażenia. Szczerze mówiąc był taki moment że nie wierzyłam właścicielowi. Aza chodziła za synem krok w krok pilnowała go jak własnego szczeniaka. Pamiętam złość mojej mamy czemu pozwalam żeby Aza Młodego lizała – bo przecież zarazki, brak higieny. Odpowiadałam może Młodego wszystko i uczula, ale o dziwo ten pies na pewno nie. Młody miał tak zdrową skórę że żaden krem, ani maść tego nie dawała – czemu tak się działo nie wiem. Ale któregoś razu widziałam zachowanie tego psa względem innego dziecka, byłam w szoku wszystko co mówił właściciel o psie się zgadzało
Ja już się przyzwyczaiłam że mój syn ocenia ludzi jakimś mi nie znanym zmysłem i o dziwo prawe się nie myli – ja tej osoby nie lubię, teraz jak słyszę to już się nie dopytuję, bo i tak mi powie nie wiem nie lubię i już. Jednak ja za jakiś czas już wiem, że miał racje. Może to jest dziwne, ale niemowlaki też nie do wszystkich chcą iść na ręce.
Opowiadała mi znajoma o dziecku które jest chore na SMA. Młody człowiek już w swoim życiu wiele przeżył i patrzy na świat swoimi oczami. Któregoś razu mówi do swojej mamy – wiesz u nas w przedszkolu jest chłopczyk którego nikt nie akceptuje, wiesz ja go lubię, on się bardzo stara, żeby móc się razem bawić z innymi, ale mu nie wychodzi. Nikt nie zauważył w zachowaniu dziecka nic pozytywnego, tylko chory chłopczyk. Ponieważ ma super mamę, to mama zainterweniowała u wychowawczyni że cos z dzieckiem X jest nie tak. Nawet mama tego nie lubianego chłopca niczego nie zauważyła, a może nie chciała zauważyć – tego nie wiem.
Nie wiem czy ktoś zwrócił uwagę, ale nawet zwierzęta nasze dzieciaki odbierają inaczej – im wolno znacznie więcej.
Nigdy w życiu nie zapomnę psa wilczura niemieckiego Azę. Pies typowy do pilnowania, nie znoszący dzieci a mój syn na jego grzbiecie jeździł. Właściciel psa mało nie zemdlał z wrażenia. Szczerze mówiąc był taki moment że nie wierzyłam właścicielowi. Aza chodziła za synem krok w krok pilnowała go jak własnego szczeniaka. Pamiętam złość mojej mamy czemu pozwalam żeby Aza Młodego lizała – bo przecież zarazki, brak higieny. Odpowiadałam może Młodego wszystko i uczula, ale o dziwo ten pies na pewno nie. Młody miał tak zdrową skórę że żaden krem, ani maść tego nie dawała – czemu tak się działo nie wiem. Ale któregoś razu widziałam zachowanie tego psa względem innego dziecka, byłam w szoku wszystko co mówił właściciel o psie się zgadzało
Ja już się przyzwyczaiłam że mój syn ocenia ludzi jakimś mi nie znanym zmysłem i o dziwo prawe się nie myli – ja tej osoby nie lubię, teraz jak słyszę to już się nie dopytuję, bo i tak mi powie nie wiem nie lubię i już. Jednak ja za jakiś czas już wiem, że miał racje. Może to jest dziwne, ale niemowlaki też nie do wszystkich chcą iść na ręce.
czwartek, 13 października 2016
Pytania na które nie ma odpowiedzi.
„Będziemy dążyli do tego, by nawet przypadki ciąż bardzo trudnych, kiedy dziecko jest skazane na śmierć, mocno zdeformowane, kończyły się jednak porodem, by to dziecko mogło być ochrzczone, pochowane, miało imię „
Mnie to zdanie przeraża jest potworne.
Tak się złożyło w moim życiu że ani choroby ani szpitale nie są mi straszne i to od dzieciństwa. Mam duży szacunek dla ludzi chorych sama też jestem chora. Po mimo wszystko nie mogę zrozumieć takiej wypowiedzi. Jak trzeba nienawidzić kobiety żeby coś takiego wymyślić.
Powoływanie się na wiarę jest tylko wygodą. Kiedyś natura sama decydowała, nie było lekarzy – przeżywali tylko najsilniejsi. Tak w ramach wiary, to będziemy rozliczani przez Boga, a nie mamy rozliczać się wzajemnie.
A bezczelnie rzecz biorąc, to ochrzczenie też kosztuje, pochówek też nie jest darmowy.
Więc o co tu chodzi o wiarę czy kasę???
Ostatnio pisałam o chorych dzieciach i może bardziej rozwinę ten temat.
Z powodu braku systemu dotyczącego prawidłowej rehabilitacji i nauki dzieci z dysfunkcjami, mamy w kraju totalny bałagan. Dzieciaki podlegają pod różne ministerstwa i pieniądze na nie przeznaczone się rozmywają, jest całkowity brak spójności.
Mój syn już dawno powinien być w ośrodku ale poradnia zadecydowała że lepsze będzie nauczanie indywidualne w szkole.
Według mnie są to stracone lata. Młody był wyobcowany od rówieśników, nauczył się życia po kloszem, a co mu da świadectwo ukończenia gimnazjum – moim zdaniem nic.
Teraz kiedy jest w grupie to ma problemy, wszystkiego musi się uczyć – bo albo nie znane albo już zapomniane. Ponieważ sobie nie radzi to poziom złości rośnie i najlepiej wyładować się w domu.
Przez lata obserwowałam regres pracy mózgu, aktualnie widzę pozytywne zmiany.
Nie mam zamiaru Młodemu za bardzo pomagać w znalezieniu się w nowym środowisku, uważam że najwyższy czas żeby zaczął sobie radzić sam. Owszem będę tłumaczyć ile trzeba ale nic po za tym.
My jednak mamy szczęście bo trafiliśmy do ośrodka, ale takich ośrodków jest mało stanowczo za mało. Dopiero teraz po siedemnastu latach mamy naukę, rehabilitację i rozwój w jednym dostosowanym miejscu. To co było wcześniej można nazwać szarpaniną
Takie ośrodki powinny być w każdym mieście, a może w większych miastach powinno ich być kilka, ponieważ potrzeby są ogromne zaniedbania olbrzymie.
Ponad to pytam się - co z dorosłymi niepełnosprawnymi, gdzie ich możliwość godnego życia. Dopóki żyją rodzice i są wstanie zapewnić opiekę to jest ok. a co jak już nikogo nie ma ?
Mnie to zdanie przeraża jest potworne.
Tak się złożyło w moim życiu że ani choroby ani szpitale nie są mi straszne i to od dzieciństwa. Mam duży szacunek dla ludzi chorych sama też jestem chora. Po mimo wszystko nie mogę zrozumieć takiej wypowiedzi. Jak trzeba nienawidzić kobiety żeby coś takiego wymyślić.
Powoływanie się na wiarę jest tylko wygodą. Kiedyś natura sama decydowała, nie było lekarzy – przeżywali tylko najsilniejsi. Tak w ramach wiary, to będziemy rozliczani przez Boga, a nie mamy rozliczać się wzajemnie.
A bezczelnie rzecz biorąc, to ochrzczenie też kosztuje, pochówek też nie jest darmowy.
Więc o co tu chodzi o wiarę czy kasę???
Ostatnio pisałam o chorych dzieciach i może bardziej rozwinę ten temat.
Z powodu braku systemu dotyczącego prawidłowej rehabilitacji i nauki dzieci z dysfunkcjami, mamy w kraju totalny bałagan. Dzieciaki podlegają pod różne ministerstwa i pieniądze na nie przeznaczone się rozmywają, jest całkowity brak spójności.
Mój syn już dawno powinien być w ośrodku ale poradnia zadecydowała że lepsze będzie nauczanie indywidualne w szkole.
Według mnie są to stracone lata. Młody był wyobcowany od rówieśników, nauczył się życia po kloszem, a co mu da świadectwo ukończenia gimnazjum – moim zdaniem nic.
Teraz kiedy jest w grupie to ma problemy, wszystkiego musi się uczyć – bo albo nie znane albo już zapomniane. Ponieważ sobie nie radzi to poziom złości rośnie i najlepiej wyładować się w domu.
Przez lata obserwowałam regres pracy mózgu, aktualnie widzę pozytywne zmiany.
Nie mam zamiaru Młodemu za bardzo pomagać w znalezieniu się w nowym środowisku, uważam że najwyższy czas żeby zaczął sobie radzić sam. Owszem będę tłumaczyć ile trzeba ale nic po za tym.
My jednak mamy szczęście bo trafiliśmy do ośrodka, ale takich ośrodków jest mało stanowczo za mało. Dopiero teraz po siedemnastu latach mamy naukę, rehabilitację i rozwój w jednym dostosowanym miejscu. To co było wcześniej można nazwać szarpaniną
Takie ośrodki powinny być w każdym mieście, a może w większych miastach powinno ich być kilka, ponieważ potrzeby są ogromne zaniedbania olbrzymie.
Ponad to pytam się - co z dorosłymi niepełnosprawnymi, gdzie ich możliwość godnego życia. Dopóki żyją rodzice i są wstanie zapewnić opiekę to jest ok. a co jak już nikogo nie ma ?
wtorek, 11 października 2016
prawo wyboru
Ostatnia fala na temat aborcji doprowadza mnie do wściekłości. Znalazły się nawiedzone osoby które postanowiły zburzyć zawarty kompromis w tej sprawie.
Zastanawia mnie komu ma służyć wywołanie tego tematu do dyskusji. Dwóm sprawą na pewno, zamieszaniu i kolejnemu podziałowi społeczeństwa.
Nie wyobrażam sobie żeby rodzić dziecko z gwałtu, jest to pewnie trauma do końca życia i to podwójna albo i potrójna,
a) po pierwsze sam gwałt
b) niechciana ciąża
c) konieczność urodzenia
d) co z tym dzieckiem zrobić ( a przecież ono niczemu nie zawiniło )
Sprawa zagrożenia życia matki kolejny dylemat, bo co jak to jest kolejna ciąża i na świecie jest już przynajmniej jedna pociecha. Czy dziecko już żyjące nie potrzebuje matki. POTRZEBUJE niezależnie od wieku i nikt mnie nie przekona że jest inaczej.
O bardzo trudnych decyzjach nie powinni decydować ludzie nawiedzeni, moherowe berety czy kościół.
A co z niepełnosprawnymi niemowlakami – hasło które mnie wkurwiło to „ jak urodzi to odda do adopcji, rodzice adopcyjni takie dzieci chcą”
Dla mnie to szczyt hipokryzji i bezczelności.
Już mamy dzieci niepełnosprawne które będą prędzej czy później dorosłe, gdzie nie ma ani systemu ani zaplecza dla nich. Jak tym dzieciakom pomóc to już ani kościół, ani moherowe berety, ani nawiedzeni nie pomyślą.
Są takie choroby które wymagają stoickiej cierpliwości, ostatnio to obserwuje u Młodego, kiedy przychodzi z OREW jest kłębkiem nerwów „ mamo ja już nie dam rady, jedna dziecko cały czas piszczy i się na mnie pokłada i ciągle ..... , a drugie wszystko nam zabiera, wszystko trzeba chować”
Cóż z tego że mu powiem - te dzieci są bardzo chore, przecież to niczego nie zmienia. On doskonale rozumie że są chore, ale nie poprawi mu to niczego.
My opiekunowie doskonale wiemy jaki potrzebujemy czas i ile sił na prawidłową opiekę nad niepełnosprawnymi. A gdzie zadbanie o nas samych – o nas zapominamy niestety
Ile związków się rozleciało, bo panowie no cóż, mają prawo żyć, bo życie jest tylko jedne, albo ja tego nie wytrzymuję. Kobieta musi wytrzymać wszystko nie ma prawa do niczego, bo jest matką musi wytrzymać i się poświecić.
Nie kobiety też chcą żyć i posiadać prawo wyboru. Może nie wszystkie chcą być tylko matką, albo inkubatorem. Może chce być żoną, przyjaciółką, pracownikiem, biznesmenem. Każda z nas ma prawo do samorealizacji i podejmowania własnych decyzji
Zastanawia mnie komu ma służyć wywołanie tego tematu do dyskusji. Dwóm sprawą na pewno, zamieszaniu i kolejnemu podziałowi społeczeństwa.
Nie wyobrażam sobie żeby rodzić dziecko z gwałtu, jest to pewnie trauma do końca życia i to podwójna albo i potrójna,
a) po pierwsze sam gwałt
b) niechciana ciąża
c) konieczność urodzenia
d) co z tym dzieckiem zrobić ( a przecież ono niczemu nie zawiniło )
Sprawa zagrożenia życia matki kolejny dylemat, bo co jak to jest kolejna ciąża i na świecie jest już przynajmniej jedna pociecha. Czy dziecko już żyjące nie potrzebuje matki. POTRZEBUJE niezależnie od wieku i nikt mnie nie przekona że jest inaczej.
O bardzo trudnych decyzjach nie powinni decydować ludzie nawiedzeni, moherowe berety czy kościół.
A co z niepełnosprawnymi niemowlakami – hasło które mnie wkurwiło to „ jak urodzi to odda do adopcji, rodzice adopcyjni takie dzieci chcą”
Dla mnie to szczyt hipokryzji i bezczelności.
Już mamy dzieci niepełnosprawne które będą prędzej czy później dorosłe, gdzie nie ma ani systemu ani zaplecza dla nich. Jak tym dzieciakom pomóc to już ani kościół, ani moherowe berety, ani nawiedzeni nie pomyślą.
Są takie choroby które wymagają stoickiej cierpliwości, ostatnio to obserwuje u Młodego, kiedy przychodzi z OREW jest kłębkiem nerwów „ mamo ja już nie dam rady, jedna dziecko cały czas piszczy i się na mnie pokłada i ciągle ..... , a drugie wszystko nam zabiera, wszystko trzeba chować”
Cóż z tego że mu powiem - te dzieci są bardzo chore, przecież to niczego nie zmienia. On doskonale rozumie że są chore, ale nie poprawi mu to niczego.
My opiekunowie doskonale wiemy jaki potrzebujemy czas i ile sił na prawidłową opiekę nad niepełnosprawnymi. A gdzie zadbanie o nas samych – o nas zapominamy niestety
Ile związków się rozleciało, bo panowie no cóż, mają prawo żyć, bo życie jest tylko jedne, albo ja tego nie wytrzymuję. Kobieta musi wytrzymać wszystko nie ma prawa do niczego, bo jest matką musi wytrzymać i się poświecić.
Nie kobiety też chcą żyć i posiadać prawo wyboru. Może nie wszystkie chcą być tylko matką, albo inkubatorem. Może chce być żoną, przyjaciółką, pracownikiem, biznesmenem. Każda z nas ma prawo do samorealizacji i podejmowania własnych decyzji
piątek, 7 października 2016
Jedna tabletka i krzyżyk na drogę.
Od kilku tygodni jestem chora, po woli już zmęczona i zła. Ileż można siedzieć w domu, albo połykać leki.
W środę rozpoczynałam kolejną serię antybiotyku, zresztą w moim przypadku to przecież już nic nie powinno mnie dziwić. Jednak tym razem było inaczej – pół godziny po zażyciu tabletki zaczęło się ze mną dziać cos dziwnego.
Najpierw zaczęły mnie piec policzki, za chwilę byłam już purpurowa, ponieważ byłam sama w domu zadzwoniłam najpierw do mojej lekarki. Niestety mieszkam za daleko od przychodni i nie mogła podejść do mnie pielęgniarka – niestety. Pani doktor kazała mi zadzwonić na pogotowie. Jednak po rozłączeniu się mój stan zdrowia zaczął się gwałtownie pogarszać.
Kiedy rozmawiałam z pogotowiem to już miałam problem z oddychaniem, kolejne dolegliwości dochodziły błyskawicznie. Z pokoju do drzwi wejściowych już się czołgałam, później już nie wiele pamiętam.
Kiedy byłam z powrotem całkiem przytomna, to pan ratownik krzyczał po mnie jak po łysej kobyle. Momentalnie powiedziałam mu, że sobie nie życzę, takiego krzyku wobec mojej osoby. Zaczął się wypytywać co się stało, to tłumaczę - że zażyłam nawy antybiotyk i zaczęła się tak silna reakcja alergiczna, na jakiś składnik leku.
To co usłyszałam powaliło mnie znowu na łopatki – to nie jest reakcja uczuleniowa, pani ma tężyczkę.
Podali mi zastrzyki – na uspokojenie, przeciwbólowy i przeciw wymiotny. Na szpital się nie zgodziłam bo co z Młodym.
Między czasie przyszedł XXX na szczęście.
Bo kiedy panowie ratownicy podali mi lek przeciw wymiotny, to doprowadzili do kolejnego nasilenia się uczulenia. Ponownie zaczęłam puchnąć, robić się jak burak i XXX wkroczył do akcji, podał mi podwójną dawkę wapna forte, leki przeciwhistaminowe. Skontaktowałam się ponownie z moją panią doktor, która tym razem kazała przyjść po receptę. Po właściwych lekach wszystko przeszło i jest dobrze.
Dzisiaj byłam na kontroli i kiedy jej opowiadałam jak to wszystko wyglądało, to powiedziała mi zdanie, które przeraziło mnie do reszty. Bo to że mój organizm był mądrzejszy, od ratowników - to jedno, a drugie to buta tych ludzi.
Wracając co powiedziała mi lekarka , o tusz do przychodni przyjeżdża pogotowie, po pacjenta z zawałem i kiedy w karetce jest lekarz to jest spokój, szacunek i profesjonalizm, a kiedy jest obsługa ratowników, to pielęgniarki pracujące w przychodni uciekają, bo nie chcą, ani słuchać, ani oglądać zachowania ratownictwa medycznego. Dzieje się tak ponieważ, to ratownicy rozstawiają po kontach lekarzy, z długoletnim stażem i traktują ich jak ścierki do podłogi.
Ponieważ podobno z chorym systemem się nie wygra, to proponuję zaopatrzyć się na wszelki wypadek samodzielnie w leki ratujące życie.
Mam nadzieję, że nie wszyscy ratownicy są tacy jak opisałam.
W środę rozpoczynałam kolejną serię antybiotyku, zresztą w moim przypadku to przecież już nic nie powinno mnie dziwić. Jednak tym razem było inaczej – pół godziny po zażyciu tabletki zaczęło się ze mną dziać cos dziwnego.
Najpierw zaczęły mnie piec policzki, za chwilę byłam już purpurowa, ponieważ byłam sama w domu zadzwoniłam najpierw do mojej lekarki. Niestety mieszkam za daleko od przychodni i nie mogła podejść do mnie pielęgniarka – niestety. Pani doktor kazała mi zadzwonić na pogotowie. Jednak po rozłączeniu się mój stan zdrowia zaczął się gwałtownie pogarszać.
Kiedy rozmawiałam z pogotowiem to już miałam problem z oddychaniem, kolejne dolegliwości dochodziły błyskawicznie. Z pokoju do drzwi wejściowych już się czołgałam, później już nie wiele pamiętam.
Kiedy byłam z powrotem całkiem przytomna, to pan ratownik krzyczał po mnie jak po łysej kobyle. Momentalnie powiedziałam mu, że sobie nie życzę, takiego krzyku wobec mojej osoby. Zaczął się wypytywać co się stało, to tłumaczę - że zażyłam nawy antybiotyk i zaczęła się tak silna reakcja alergiczna, na jakiś składnik leku.
To co usłyszałam powaliło mnie znowu na łopatki – to nie jest reakcja uczuleniowa, pani ma tężyczkę.
Podali mi zastrzyki – na uspokojenie, przeciwbólowy i przeciw wymiotny. Na szpital się nie zgodziłam bo co z Młodym.
Między czasie przyszedł XXX na szczęście.
Bo kiedy panowie ratownicy podali mi lek przeciw wymiotny, to doprowadzili do kolejnego nasilenia się uczulenia. Ponownie zaczęłam puchnąć, robić się jak burak i XXX wkroczył do akcji, podał mi podwójną dawkę wapna forte, leki przeciwhistaminowe. Skontaktowałam się ponownie z moją panią doktor, która tym razem kazała przyjść po receptę. Po właściwych lekach wszystko przeszło i jest dobrze.
Dzisiaj byłam na kontroli i kiedy jej opowiadałam jak to wszystko wyglądało, to powiedziała mi zdanie, które przeraziło mnie do reszty. Bo to że mój organizm był mądrzejszy, od ratowników - to jedno, a drugie to buta tych ludzi.
Wracając co powiedziała mi lekarka , o tusz do przychodni przyjeżdża pogotowie, po pacjenta z zawałem i kiedy w karetce jest lekarz to jest spokój, szacunek i profesjonalizm, a kiedy jest obsługa ratowników, to pielęgniarki pracujące w przychodni uciekają, bo nie chcą, ani słuchać, ani oglądać zachowania ratownictwa medycznego. Dzieje się tak ponieważ, to ratownicy rozstawiają po kontach lekarzy, z długoletnim stażem i traktują ich jak ścierki do podłogi.
Ponieważ podobno z chorym systemem się nie wygra, to proponuję zaopatrzyć się na wszelki wypadek samodzielnie w leki ratujące życie.
Mam nadzieję, że nie wszyscy ratownicy są tacy jak opisałam.
czwartek, 15 września 2016
A genetyki oszukać się nie da.
Niedawno obchodziliśmy Światowy Dzień FAS w Polsce i co z tego wynikło ?
Moim zdanie dla wielu nie wiele, bo na konferencjach byli ci co chcieli coś wiedzieć i ci świadomi, na różnych piknikach też.
Wiadomo część ludzi się tą tematyką wcale nie interesuje, bo w naszym kraju jest całkowite przyzwolenie na picie. Dla alkoholików jest mnóstwo wytłumaczeń, mało to im się najwięcej należy, no bo to choroba, bo miał ciężkie życie, bo go z pracy zwolnili, bo ma wredną żonę lub męża i mogłabym tak wymieniać w nieskończoność jak to trzeba zrozumieć drugiego człowieka.
A te osoby których temat najbardziej powinien dotyczyć, najprawdopodobniej pili bo co im tam – głupi mądremu będzie tłumaczył że alkohol szkodzi.
Kogo ma przekonać kampania z ładnym okrągłym brzuszkiem i z kieliszkiem, chyba tylko tych świadomych, co alkohol robi jaką jest trucizną, tą drugą połowę na pewno nie, te osoby potrzebują swojego wulgarnego bardzo często języka.
Wczoraj pijana matka urodziła nieżywe niemowlę i nawet się nie zorientowała że przez trzy tygodnie nie czuła ruchów dziecka. Mało to zostanie bezkarna, bo prawo nie zna takiego przypadku i nie ma na to przewidzianej kary.
Z resztą czepiamy się ciągle matek, a co z pijakami tatusiami, przecież alkohol zmienia genetykę i też uszkadza, co nareszcie jest potwierdzone badaniami i to w Polsce. No wiec jak ojciec pijak, matka pijaczka to tylko cudem może się urodzić zdrowe dziecko.
Kiedy słyszę że co trzecia kobieta w ciąży pije, to się zastanawiam gdzie są najbliżsi, dlaczego nie ma reakcji lekarzy. Czy babcia nie chce mieć zdrowego wnuka lub wnuczki???
Ja ciągle mówię i piszę że kara powinna być szybka i dotkliwa dla takich rodziców. Celowo zaznaczam rodziców i tak jak oni konsekwentnie piją, tak powinni być konsekwentnie karani.
A co do kampanii uświadamiających - chyba potrzebny jest hardkor zamiast ładnego brzuszka. Wiadomości podawane w mediach co kilka dni o urodzeniu się kolejnego pijanego niemowlaka też są koszmarem. Będziemy mieli całe pokolenia chorych ludzi i to na chorobę której nie powinno być. A genetyki oszukać się nie da.
Moim zdanie dla wielu nie wiele, bo na konferencjach byli ci co chcieli coś wiedzieć i ci świadomi, na różnych piknikach też.
Wiadomo część ludzi się tą tematyką wcale nie interesuje, bo w naszym kraju jest całkowite przyzwolenie na picie. Dla alkoholików jest mnóstwo wytłumaczeń, mało to im się najwięcej należy, no bo to choroba, bo miał ciężkie życie, bo go z pracy zwolnili, bo ma wredną żonę lub męża i mogłabym tak wymieniać w nieskończoność jak to trzeba zrozumieć drugiego człowieka.
A te osoby których temat najbardziej powinien dotyczyć, najprawdopodobniej pili bo co im tam – głupi mądremu będzie tłumaczył że alkohol szkodzi.
Kogo ma przekonać kampania z ładnym okrągłym brzuszkiem i z kieliszkiem, chyba tylko tych świadomych, co alkohol robi jaką jest trucizną, tą drugą połowę na pewno nie, te osoby potrzebują swojego wulgarnego bardzo często języka.
Wczoraj pijana matka urodziła nieżywe niemowlę i nawet się nie zorientowała że przez trzy tygodnie nie czuła ruchów dziecka. Mało to zostanie bezkarna, bo prawo nie zna takiego przypadku i nie ma na to przewidzianej kary.
Z resztą czepiamy się ciągle matek, a co z pijakami tatusiami, przecież alkohol zmienia genetykę i też uszkadza, co nareszcie jest potwierdzone badaniami i to w Polsce. No wiec jak ojciec pijak, matka pijaczka to tylko cudem może się urodzić zdrowe dziecko.
Kiedy słyszę że co trzecia kobieta w ciąży pije, to się zastanawiam gdzie są najbliżsi, dlaczego nie ma reakcji lekarzy. Czy babcia nie chce mieć zdrowego wnuka lub wnuczki???
Ja ciągle mówię i piszę że kara powinna być szybka i dotkliwa dla takich rodziców. Celowo zaznaczam rodziców i tak jak oni konsekwentnie piją, tak powinni być konsekwentnie karani.
A co do kampanii uświadamiających - chyba potrzebny jest hardkor zamiast ładnego brzuszka. Wiadomości podawane w mediach co kilka dni o urodzeniu się kolejnego pijanego niemowlaka też są koszmarem. Będziemy mieli całe pokolenia chorych ludzi i to na chorobę której nie powinno być. A genetyki oszukać się nie da.
poniedziałek, 12 września 2016
A można inaczej.
Wróciłam do dobrych czasów gdzie nikt nie patrzy na mnie z krzywą miną.
Jest normalnie, zwyczajnie i tak powinno zostać i zawsze być.
Młody człowiek po paru latach, znowu wstaje rano na swoje zajęcia, nasz dzień znormalniał.
Do OREW chodzimy na ósmą a wracamy przed piętnastą. Po latach mam w końcu trochę czasu dla siebie – mogę nareszcie trochę odpocząć psychicznie, moja uwaga nie jest skoncentrowana na Młodym na okrągło.
A Młody zadowolony, uśmiechnięty nareszcie opowiada co robił, gdzie był. Zdaje relacje co jadł – „ale wiesz mamo z masła to ja nie lubię”. Syn dostaje śniadanie bez masła, obiad też zjada na ośrodku. Najważniejsze że posiłki smakują.
W zaczarowanym miejscu dzieje się dużo bo jak nie wycieczki, to hipoterapia, a to w inny dzień dogoterapia, już zaliczył spartakiadę i piknik, a dzisiaj dopiero 12 września.
Ciągle opowiada coś pozytywnego, przestał mówić o dziurach w drodze i o tym ile pani ma lat, albo gdzie mieszka.
Teraz opowiada co robili przy komputerze, lub co czytał i na jaki spacer poszli. Miód na moje uszy.
Co dziennie opowiada o kolegach i koleżankach, kto przyszedł a kto chory. Zrobiło się normalnie.
Kiedy przychodzimy zjada obiad ( drugi ) i za chwilę sam od siebie robi zadania domowe – „ wiesz zrobię i będę miał spokój”
Wierzyć się nie chce że się da i jeszcze wszyscy są zadowoleni.
Jest normalnie, zwyczajnie i tak powinno zostać i zawsze być.
Młody człowiek po paru latach, znowu wstaje rano na swoje zajęcia, nasz dzień znormalniał.
Do OREW chodzimy na ósmą a wracamy przed piętnastą. Po latach mam w końcu trochę czasu dla siebie – mogę nareszcie trochę odpocząć psychicznie, moja uwaga nie jest skoncentrowana na Młodym na okrągło.
A Młody zadowolony, uśmiechnięty nareszcie opowiada co robił, gdzie był. Zdaje relacje co jadł – „ale wiesz mamo z masła to ja nie lubię”. Syn dostaje śniadanie bez masła, obiad też zjada na ośrodku. Najważniejsze że posiłki smakują.
W zaczarowanym miejscu dzieje się dużo bo jak nie wycieczki, to hipoterapia, a to w inny dzień dogoterapia, już zaliczył spartakiadę i piknik, a dzisiaj dopiero 12 września.
Ciągle opowiada coś pozytywnego, przestał mówić o dziurach w drodze i o tym ile pani ma lat, albo gdzie mieszka.
Teraz opowiada co robili przy komputerze, lub co czytał i na jaki spacer poszli. Miód na moje uszy.
Co dziennie opowiada o kolegach i koleżankach, kto przyszedł a kto chory. Zrobiło się normalnie.
Kiedy przychodzimy zjada obiad ( drugi ) i za chwilę sam od siebie robi zadania domowe – „ wiesz zrobię i będę miał spokój”
Wierzyć się nie chce że się da i jeszcze wszyscy są zadowoleni.
sobota, 10 września 2016
Konferencja Światowy Dzień FAS w Polsce Lędziny
Pierwszy raz zdecydowałam się pojechać na konferencję naukową do Lędzin, która była organizowana po raz XVI. Pomimo że nie muszę pokonywać całej Polski, do tej pory nie było mnie na to po prostu stać. W tym roku cena była bardzo przystępna za co bardzo dziękuję organizatorom - oraz tematy które mnie bardzo interesują.
Konferencja była objęta patronatem honorowym, samych wielkich - od różnych ministerstw po wojewodę i burmistrza, jednak czy coś się zmieni w tematyce FAS, tego nie wiem, ale trzeba mieć nadzieję.
Została podzielona na trzy bloki przedzielane filmem „ FAS ma twarz”
Wszyscy prelegenci zwracali uwagę na dwa aspekty, brak zrozumienia i trudność w diagnostyce, która jest bardzo trudna i długo trwała. Dla dobra Fasolek powinno być odwrotnie diagnoza powinna być szybka żeby dzieciaki mogły mieć jak najszybszą prawidłową opiekę i rehabilitację.
Dla mnie każdy wykład był szalenie ciekawy od spojrzenia pani profesor na ”FAS w perspektywie lekarza psychiatry” po sprawy genetyczne które przedstawiała pani adiunkt z Zakładu Genetyki ŚUM w Katowicach.
Olbrzymim zaskoczeniem dla mnie było co mówiła pani adiunkt z Zakładu Językoznastwa Stosowanego i Translatoryki Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Śląskiego „ FAS i wielojęzyczność – czy to możliwe „ okazuje się że możliwe i bardzo potrzebne, to rehabilitacja szarych komórek.
Pani neurolog i terapeuta integracji sensorycznej zadała pytanie - „ Czy my się dobrze rozumiemy ? Współpraca wielospecjalistyczna w obszarze diagnozy i terapii FASD „
Niestety ze zrozumieniem jest dosyć duży problem, o czym nie raz przekonujemy się na własnej skórze my rodzice i opiekunowie prawni.
Pani Prezes Fundacji Fastryga zwracała uwagę na traumę, pracę mózgu która ma ogromne znaczenie przez całe życie dziecka z FAS.
Dzieci w opiece zastępczej mają jeszcze trudniej bo żyją z etykietami i bez najbliższych.
Pomimo że konferencja była naukowa potwierdziła problemy życia codziennego, brak zrozumienia na co dzień w różnych środowiskach – bo wyrosną , bo nad robią, trzeba poczekać, jakoś to będzie
Nie pozwólmy sobie ani innym na te wyrażenia, bo samo to się nic nie zrobi, czas mija nie odwracalnie i nadrobić się już nie da.
Fasolki dobrze rehabilitowane pod prawidłową kontrolą specjalistów wśród kochających ludzi mają szansę na godne życie.
Konferencja była objęta patronatem honorowym, samych wielkich - od różnych ministerstw po wojewodę i burmistrza, jednak czy coś się zmieni w tematyce FAS, tego nie wiem, ale trzeba mieć nadzieję.
Została podzielona na trzy bloki przedzielane filmem „ FAS ma twarz”
Wszyscy prelegenci zwracali uwagę na dwa aspekty, brak zrozumienia i trudność w diagnostyce, która jest bardzo trudna i długo trwała. Dla dobra Fasolek powinno być odwrotnie diagnoza powinna być szybka żeby dzieciaki mogły mieć jak najszybszą prawidłową opiekę i rehabilitację.
Dla mnie każdy wykład był szalenie ciekawy od spojrzenia pani profesor na ”FAS w perspektywie lekarza psychiatry” po sprawy genetyczne które przedstawiała pani adiunkt z Zakładu Genetyki ŚUM w Katowicach.
Olbrzymim zaskoczeniem dla mnie było co mówiła pani adiunkt z Zakładu Językoznastwa Stosowanego i Translatoryki Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Śląskiego „ FAS i wielojęzyczność – czy to możliwe „ okazuje się że możliwe i bardzo potrzebne, to rehabilitacja szarych komórek.
Pani neurolog i terapeuta integracji sensorycznej zadała pytanie - „ Czy my się dobrze rozumiemy ? Współpraca wielospecjalistyczna w obszarze diagnozy i terapii FASD „
Niestety ze zrozumieniem jest dosyć duży problem, o czym nie raz przekonujemy się na własnej skórze my rodzice i opiekunowie prawni.
Pani Prezes Fundacji Fastryga zwracała uwagę na traumę, pracę mózgu która ma ogromne znaczenie przez całe życie dziecka z FAS.
Dzieci w opiece zastępczej mają jeszcze trudniej bo żyją z etykietami i bez najbliższych.
Pomimo że konferencja była naukowa potwierdziła problemy życia codziennego, brak zrozumienia na co dzień w różnych środowiskach – bo wyrosną , bo nad robią, trzeba poczekać, jakoś to będzie
Nie pozwólmy sobie ani innym na te wyrażenia, bo samo to się nic nie zrobi, czas mija nie odwracalnie i nadrobić się już nie da.
Fasolki dobrze rehabilitowane pod prawidłową kontrolą specjalistów wśród kochających ludzi mają szansę na godne życie.
poniedziałek, 5 września 2016
Wszystkiego po trochę
Wakacje przeszły do historii, nasze były bardzo nie ciekawe i raczej pracowite.
Przeprowadziliśmy się na mieszkanie bez wilgoci, nasze się suszy ( w styczniu zrobiono w nim izolacje poziomą )
Niestety znajduje się na parterze więc co dziennie trzeba podejść, żeby wywietrzyć, sprawdzić czy wszystko w porządku.
Byliśmy też częstym gościem w poradni PPP dopiero za trzecim razem udało się otrzymać właściwe orzeczenie do dalszego kształcenia. Ja już miałam się poddać bo ileż można, ale nieoczekiwanie przyszła mi z pomocą dobra Dusza i się udało DZIĘKUJĘ.
Już pisałam z czego się ten bałagan bierze, jednak jak się nic nie zmieni to uważam że będzie coraz to trudniej. Dlaczego ???
Rodzi się coraz więcej dzieci z zespołem FAS zresztą to przewidywałam i nic nie jest dla nich przygotowane, One ciągle nie istnieją nie ma przepisów, procedór. Fasolką nic się nie należy, a im mają więcej dysfunkcji tym są bardziej opuszczone i mniej rozumiane.
Ostatnio usłyszałam w telewizji że co trzecia ciężarna pije – jak to skomentować?
Szczerze powiedziawszy nie bardzo wiem, brakiem odpowiedzialności, brakiem wiedzy, a może po prostu idiotki. Jak można tak krzywdzić własne dziecko ??? Niestety zaliczam się do tych którzy nie rozumieją takiego postępowania. Niemowlę które się rodzi z upojeniem alkoholowym – jest tragedią dla niego samego.
W dodatku słyszę że sprawa zostanie zbadana i jak będzie to możliwe to matce zostaną postawione zarzuty, za co grozi pięć lat wiezienia.
Tylko co tu sprawdzać, mleko się wylało, kara powinna być natychmiastowa jak przy burdach ulicznych, z dodatkiem obowiązkowej pracy np. w hospicjum, żeby się dobrze zapamiętało.
Wracając do nas Młody rok szkolny rozpoczął w OREW z czego jestem bardzo zadowolona. Już pierwszy dzień wyglądał inaczej i był bardzo miły.
Rozpoczęliśmy od mszy świętej za chore dzieci, oraz za opiekunów i rodziców, byłam pierwszy raz na takiej mszy i zrobiła na mnie duże wrażenie. W OREW była krótka akademia z dużą ilością śmiechu i radości. A pani dyrektor przywitała się ze wszystkimi rodzicami i „uczniami” przedstawiła nowych uczniów i rodziców pozostałym - co było niezmiernie miłe. Nowicjuszy jest sześcioro od przedszkolaka po szkołę po gimnazjalną.
Kiedy dzieciaki poszły do swoich grup dorośli poszli na spotkanie dotyczące ubezpieczenia dzieci na rok szkolny 2016/2017, okazało się że nie ma ubezpieczyciela który ubezpieczył by nasze dzieci – masakra.
Ja po spotkaniu zostałam zaprowadzona do Młodego grupy, ma dwóch wychowawców i pomoc wychowawcy, są to bardzo mili i uśmiechnięci ludzie, porozmawiałam chwile no może dłuższą chwilę. Czekałam kiedy zostanie powiedziane że idziemy do domu i spotykamy się jutro. Jakie było moje zdziwienie, kiedy się dowiedziałam, że do domu wracam sama a Młody zostaje. Już był przygotowany obiad dla uczniów odbywały się zajęcia. Młody zareagował jak błyskawica ja tu nie zostaje – ale został opiekunowie zaopiekowali się od razu.
W piątek już przyjechały konie na zajęcia terapełtyczne.
Tak się zastanawiam, ponieważ znam ośrodek już kilka lat, bo do tej pory syn chodził na zajęcia raz w tygodniu, najpierw na półtorej godziny, a w ubiegłym roku na dwie godziny, a teraz jest na pobycie dziennym i widzę bardzo chore dzieci, i młodzież. Jednak poczynając od pani dyrektor i pozostałych pracowników ( mam na myśli wychowawców, rehabilitantów, pedagogów, psychologów, pracowników biurowych ) oraz uczniów wszyscy mają uśmiechnięte twarze. Myślę że tyle osób nie może mieć sztucznego uśmiechu, myślę że raczej jest to znak dobrej atmosfery i zadowolenia :) :) :)
Przeprowadziliśmy się na mieszkanie bez wilgoci, nasze się suszy ( w styczniu zrobiono w nim izolacje poziomą )
Niestety znajduje się na parterze więc co dziennie trzeba podejść, żeby wywietrzyć, sprawdzić czy wszystko w porządku.
Byliśmy też częstym gościem w poradni PPP dopiero za trzecim razem udało się otrzymać właściwe orzeczenie do dalszego kształcenia. Ja już miałam się poddać bo ileż można, ale nieoczekiwanie przyszła mi z pomocą dobra Dusza i się udało DZIĘKUJĘ.
Już pisałam z czego się ten bałagan bierze, jednak jak się nic nie zmieni to uważam że będzie coraz to trudniej. Dlaczego ???
Rodzi się coraz więcej dzieci z zespołem FAS zresztą to przewidywałam i nic nie jest dla nich przygotowane, One ciągle nie istnieją nie ma przepisów, procedór. Fasolką nic się nie należy, a im mają więcej dysfunkcji tym są bardziej opuszczone i mniej rozumiane.
Ostatnio usłyszałam w telewizji że co trzecia ciężarna pije – jak to skomentować?
Szczerze powiedziawszy nie bardzo wiem, brakiem odpowiedzialności, brakiem wiedzy, a może po prostu idiotki. Jak można tak krzywdzić własne dziecko ??? Niestety zaliczam się do tych którzy nie rozumieją takiego postępowania. Niemowlę które się rodzi z upojeniem alkoholowym – jest tragedią dla niego samego.
W dodatku słyszę że sprawa zostanie zbadana i jak będzie to możliwe to matce zostaną postawione zarzuty, za co grozi pięć lat wiezienia.
Tylko co tu sprawdzać, mleko się wylało, kara powinna być natychmiastowa jak przy burdach ulicznych, z dodatkiem obowiązkowej pracy np. w hospicjum, żeby się dobrze zapamiętało.
Wracając do nas Młody rok szkolny rozpoczął w OREW z czego jestem bardzo zadowolona. Już pierwszy dzień wyglądał inaczej i był bardzo miły.
Rozpoczęliśmy od mszy świętej za chore dzieci, oraz za opiekunów i rodziców, byłam pierwszy raz na takiej mszy i zrobiła na mnie duże wrażenie. W OREW była krótka akademia z dużą ilością śmiechu i radości. A pani dyrektor przywitała się ze wszystkimi rodzicami i „uczniami” przedstawiła nowych uczniów i rodziców pozostałym - co było niezmiernie miłe. Nowicjuszy jest sześcioro od przedszkolaka po szkołę po gimnazjalną.
Kiedy dzieciaki poszły do swoich grup dorośli poszli na spotkanie dotyczące ubezpieczenia dzieci na rok szkolny 2016/2017, okazało się że nie ma ubezpieczyciela który ubezpieczył by nasze dzieci – masakra.
Ja po spotkaniu zostałam zaprowadzona do Młodego grupy, ma dwóch wychowawców i pomoc wychowawcy, są to bardzo mili i uśmiechnięci ludzie, porozmawiałam chwile no może dłuższą chwilę. Czekałam kiedy zostanie powiedziane że idziemy do domu i spotykamy się jutro. Jakie było moje zdziwienie, kiedy się dowiedziałam, że do domu wracam sama a Młody zostaje. Już był przygotowany obiad dla uczniów odbywały się zajęcia. Młody zareagował jak błyskawica ja tu nie zostaje – ale został opiekunowie zaopiekowali się od razu.
W piątek już przyjechały konie na zajęcia terapełtyczne.
Tak się zastanawiam, ponieważ znam ośrodek już kilka lat, bo do tej pory syn chodził na zajęcia raz w tygodniu, najpierw na półtorej godziny, a w ubiegłym roku na dwie godziny, a teraz jest na pobycie dziennym i widzę bardzo chore dzieci, i młodzież. Jednak poczynając od pani dyrektor i pozostałych pracowników ( mam na myśli wychowawców, rehabilitantów, pedagogów, psychologów, pracowników biurowych ) oraz uczniów wszyscy mają uśmiechnięte twarze. Myślę że tyle osób nie może mieć sztucznego uśmiechu, myślę że raczej jest to znak dobrej atmosfery i zadowolenia :) :) :)
środa, 24 sierpnia 2016
Nie możliwe stało się możliwe.
Jest sierpniowa niedziela – ja od kilku dni mam problemy z ciśnieniem, z :roll: dnia na dzień czuję się gorzej, nic mi się nie chce. Ciągłe zmęczenie daje mi się we znaki – odkryłam jednak że dobra kawa i pomaszerowanie na siłownię do parku pomaga mi na parę godzin.
I tak kiedy znowu nie mam siły żeby ruszyć palcem, kombinuję jak tu się zebrać i wyjść z domu i trochę poćwiczyć. Dwie kawy już wypiłam i nic, snuje się po mieszkaniu jak cień, obiadu nie gotuję bo to ulubione zajęcie XXX.
Najpierw dzwoni telefon – porozmawiałam, za chwile ja do kogoś dzwonię, czas upływa. Ciągle zastanawiam się wyjść, nie wyjść, do obiadu jeszcze trochę czasu – jak bym wyszła i zebrała się w sobie to jeszcze zdążę przed obiadem.
Coś przestawię, cos przesunę, pościel rano dałam na balkon, jednak tak naprawdę nie robię nic, oprócz siedzenia i marudzenia – jest jeszcze jedna czynność, pod sypiam w fotelu.
Z kuchni przychodzi XXX i przynosi pościel z balkonu ( my mamy balkon w kuchni ) – musiałam mieć nie złą minę, bo mówi do mnie co się tak dziwisz – przecież pada deszcz.
Upływają kolejne minuty, o czymś rozmawiamy – nagle za oknami zrobiło się biało, mleko za oknem i niesamowity szum drzew – nasze pootwierane okna zaczynają trzaskać. Każdy z domowników biegnie do innego pomieszczenia zamknąć okna. Kuchnia okazało się że jest najbardziej mokra
Potężny strumień wody i wiatru trwał chwilę w tym czasie nie było widać nic. Nie było ciemno było biało jak by ktoś mleko wylewał wiadrami.
Młody umył podłogę w kuchni – byłam bardzo zadowolona że to zrobił, bo ja dalej na nic nie miałam sił.
Kiedy siedzieliśmy w pokoju, powiedziałam na głos - jak byśmy mieszkali na mazurach, to pewnie przeżylibyśmy biały szkwał. XXX potwierdził pewnie tak to wygląda nad wodą.
Nikt z nas nie przypuszczał jednak co się stało, tak naprawdę - co ów mleko spowodowało.
Kiedy jednak nasza ulica, która zwłaszcza w niedzielę jest opustoszała, zaczęła przypominać drogę szybkiego ruchu, a za okien było słychać rozmowy przechodniów, postanowiłam sprawdzić info w sieci. Jakie było moje zdziwienie że to była trąba, a raczej namiastka. Niestety zniszczenia były i są bardziej namacalne i nie do uwierzenia, to była chwila, żadnego ostrzeżenia, a taki ogrom zniszczeń, nikomu nic się nie stało, aż się wierzyć nie chce.
Do dzisiaj jest porządkowany teren, ja jednak się zastanawiam czy jak byłabym w tym parku, a pewnie z Młodym – bo gdzie mama tam i On to czy dzisiaj bym pisała ten post.
I tak kiedy znowu nie mam siły żeby ruszyć palcem, kombinuję jak tu się zebrać i wyjść z domu i trochę poćwiczyć. Dwie kawy już wypiłam i nic, snuje się po mieszkaniu jak cień, obiadu nie gotuję bo to ulubione zajęcie XXX.
Najpierw dzwoni telefon – porozmawiałam, za chwile ja do kogoś dzwonię, czas upływa. Ciągle zastanawiam się wyjść, nie wyjść, do obiadu jeszcze trochę czasu – jak bym wyszła i zebrała się w sobie to jeszcze zdążę przed obiadem.
Coś przestawię, cos przesunę, pościel rano dałam na balkon, jednak tak naprawdę nie robię nic, oprócz siedzenia i marudzenia – jest jeszcze jedna czynność, pod sypiam w fotelu.
Z kuchni przychodzi XXX i przynosi pościel z balkonu ( my mamy balkon w kuchni ) – musiałam mieć nie złą minę, bo mówi do mnie co się tak dziwisz – przecież pada deszcz.
Upływają kolejne minuty, o czymś rozmawiamy – nagle za oknami zrobiło się biało, mleko za oknem i niesamowity szum drzew – nasze pootwierane okna zaczynają trzaskać. Każdy z domowników biegnie do innego pomieszczenia zamknąć okna. Kuchnia okazało się że jest najbardziej mokra
Potężny strumień wody i wiatru trwał chwilę w tym czasie nie było widać nic. Nie było ciemno było biało jak by ktoś mleko wylewał wiadrami.
Młody umył podłogę w kuchni – byłam bardzo zadowolona że to zrobił, bo ja dalej na nic nie miałam sił.
Kiedy siedzieliśmy w pokoju, powiedziałam na głos - jak byśmy mieszkali na mazurach, to pewnie przeżylibyśmy biały szkwał. XXX potwierdził pewnie tak to wygląda nad wodą.
Nikt z nas nie przypuszczał jednak co się stało, tak naprawdę - co ów mleko spowodowało.
Kiedy jednak nasza ulica, która zwłaszcza w niedzielę jest opustoszała, zaczęła przypominać drogę szybkiego ruchu, a za okien było słychać rozmowy przechodniów, postanowiłam sprawdzić info w sieci. Jakie było moje zdziwienie że to była trąba, a raczej namiastka. Niestety zniszczenia były i są bardziej namacalne i nie do uwierzenia, to była chwila, żadnego ostrzeżenia, a taki ogrom zniszczeń, nikomu nic się nie stało, aż się wierzyć nie chce.
Do dzisiaj jest porządkowany teren, ja jednak się zastanawiam czy jak byłabym w tym parku, a pewnie z Młodym – bo gdzie mama tam i On to czy dzisiaj bym pisała ten post.
wtorek, 16 sierpnia 2016
mamo, mamo, a czemu ?????
Młody człowiek w tym miesiącu skończył siedemnaście lat, chciałoby się powiedzieć jak te lata szybko minęły – i szczerze powiedziawszy tak jest. Wąs pod nosem a świat wokół niego coraz trudniejszy.
Ostatnio w naszym mieście po budowano dużo przejść dla pieszych, z wysepką na środku jezdni. Przechodzi się przez nie na dwa razy, tak jak by to były dwa przejścia. Niestety Młody kompletnie tego nie rozumie, co doprowadza do palpitacji moje serce, i krzyku na ulicy stójjjjjjjjjj i hamowania kierowcy z piskiem opon, a Młody z uśmiechem na drugiej stronie mówi - no przecież nic nie jechało mamoooooooooo !!!
Z tego co zauważyłam starsze osoby maja z tymi przejściami taki sam problem.
Ja jednak mam problem jak mam mu wytłumaczyć zasady poruszania się po nich.
Niestety już stara dobra zasada poruszania się pieszych dawno przestała obowiązywać –moim skromnym zdaniem szkoda – ponieważ były one bardzo czytelne i jasne. ( stań przed przejściem popatrz w lewo ,w prawo , znowu w lewo i jak nic nie nadjeżdża przejdź na drugą stronę )
Zawód aktora to kolejna niemożność zrozumienia.
Mamo, mamo a czemu on żyje jak już umarł i tłumaczę po raz setny to samo, i kolejny film ten sam aktor gra, i znowu słyszę mamo, mamo, a czemu ....... i ręce opadają, ale znowu tłumaczę, bo ten pan lub pani jest aktorką, to jest jej zawód, tak jak pani w sklepie jest ekspedientką, a pani doktor jest lekarzem.
Takie niby proste rzeczy a sprawiają tyle kłopotów.
Pomimo lat rehabilitacji niektóre rzeczy się nie poprawiają, informacja – za raz, za chwile, za moment są kompletnie niezrozumiałe, bo co znaczy za chwilę będzie obiad ???
Podział obowiązków domowych to też jakaś abstrakcja
- mamo, mamo czemu mam wynieść śmieci, jak wy też macie rączki i nóżki i możecie je wynieść
- mamo, mamo, a czemu znowu ja mam odkurzać co wy rączek nie macie.
Kiedy słyszę te marudzenie to mnie czasami ogarnia już nie moc,
- dziecko a co ty masz do zrobienia, zakupy, obiad, pranie, prasowanie.
Młodego ulubione zajęcie to słuchanie muzyki i może to robić od świtu do nocy, a pomaganie w domu to jakaś fanaberia mamy.
Wysłanie młodego człowieka na spacer, na podwórka to już jest kara – nigdzie nie idę słyszę w najlepszej formie, bo jeszcze można wysłuchać marudzenia i różnych przekleństw. Taka olbrzymia krzywda się dzieję.
Młody do dzisiaj uważa siebie za dziecko i często słyszę, bo dzieckiem nikt nie chce się zajmować.
I tak człowiek się starzeje lata lecą, a głowa nie pracuje i nie wiele rozumie.
Ostatnio w naszym mieście po budowano dużo przejść dla pieszych, z wysepką na środku jezdni. Przechodzi się przez nie na dwa razy, tak jak by to były dwa przejścia. Niestety Młody kompletnie tego nie rozumie, co doprowadza do palpitacji moje serce, i krzyku na ulicy stójjjjjjjjjj i hamowania kierowcy z piskiem opon, a Młody z uśmiechem na drugiej stronie mówi - no przecież nic nie jechało mamoooooooooo !!!
Z tego co zauważyłam starsze osoby maja z tymi przejściami taki sam problem.
Ja jednak mam problem jak mam mu wytłumaczyć zasady poruszania się po nich.
Niestety już stara dobra zasada poruszania się pieszych dawno przestała obowiązywać –moim skromnym zdaniem szkoda – ponieważ były one bardzo czytelne i jasne. ( stań przed przejściem popatrz w lewo ,w prawo , znowu w lewo i jak nic nie nadjeżdża przejdź na drugą stronę )
Zawód aktora to kolejna niemożność zrozumienia.
Mamo, mamo a czemu on żyje jak już umarł i tłumaczę po raz setny to samo, i kolejny film ten sam aktor gra, i znowu słyszę mamo, mamo, a czemu ....... i ręce opadają, ale znowu tłumaczę, bo ten pan lub pani jest aktorką, to jest jej zawód, tak jak pani w sklepie jest ekspedientką, a pani doktor jest lekarzem.
Takie niby proste rzeczy a sprawiają tyle kłopotów.
Pomimo lat rehabilitacji niektóre rzeczy się nie poprawiają, informacja – za raz, za chwile, za moment są kompletnie niezrozumiałe, bo co znaczy za chwilę będzie obiad ???
Podział obowiązków domowych to też jakaś abstrakcja
- mamo, mamo czemu mam wynieść śmieci, jak wy też macie rączki i nóżki i możecie je wynieść
- mamo, mamo, a czemu znowu ja mam odkurzać co wy rączek nie macie.
Kiedy słyszę te marudzenie to mnie czasami ogarnia już nie moc,
- dziecko a co ty masz do zrobienia, zakupy, obiad, pranie, prasowanie.
Młodego ulubione zajęcie to słuchanie muzyki i może to robić od świtu do nocy, a pomaganie w domu to jakaś fanaberia mamy.
Wysłanie młodego człowieka na spacer, na podwórka to już jest kara – nigdzie nie idę słyszę w najlepszej formie, bo jeszcze można wysłuchać marudzenia i różnych przekleństw. Taka olbrzymia krzywda się dzieję.
Młody do dzisiaj uważa siebie za dziecko i często słyszę, bo dzieckiem nikt nie chce się zajmować.
I tak człowiek się starzeje lata lecą, a głowa nie pracuje i nie wiele rozumie.
wtorek, 9 sierpnia 2016
Więcej już nie można, albo ileż można?
Długo się zastanawiałam czy pisać dalej, dzieje się dużo, jednak dla co niektórych osób jest to polewka do hejtowania. Przykro mi i to bardzo, że poważne problemy można odbierać tak nie dojrzale.
Powtarzam nie opisuję naszego życia, bo nie mam co robić, albo bo się chcę wyżyć.
Opisuje nasze życie i problemy, które nas dotykają, po to żeby innym rodziną było może trochę łatwiej. Ponieważ dla niektórych osób niemożliwe jest przyznanie się że dziecko choruje na Płodowy Zespół Alkoholowy, bo to wstyd.
W takiej kategorii nie można myśleć, bo dziecku stała się już krzywda i trzeba mu pomóc a nie zostawić samemu sobie.
Więc myślenie musi się zmienić i to w różnych środowiskach poczynając od rodziny, lekarzy, nauczycieli, pedagogów, psychologów, kuratorów itd.
Na razie niestety mam wrażenie że jest walenie głową w mór. Ponieważ jest powiedzenie, że kropla drąży skałę, to nie przestanę pisać, a może komuś dalej nasze życie pomoże. FAS można zrozumieć jak się chce. ( nie jest to łatwe ale możliwe )
Dla tych co uważają że jestem wymagająca, żądaniowa, roszczeniowa, no cóż każdy ma prawo do własnego osądu, jednak ponieważ nie wszyscy maja chore dzieci i nie potrafią zrozumieć co przeżywamy w różnych urzędach, oraz u różnych specjalistów, proponuje takie trzy przykłady:
- Idziemy do dobrej restauracji z rodziną i zamawiamy podobno bardzo smaczny obiad ( przystawka, zupa, danie główne i jakiś deser ) oczekujemy miłej sprawnej obsługi i pysznego jedzenia. Kelner podaje przystawi z brudnymi rękami, zupę po dłuższym czasie, a co do dania głównego przychodzi z informacją, że może podać, ale wszystko jest surowe bo kucharz ma dzisiaj taki kaprys.
- Kupujemy samochód w salonie i zauważamy że producent nie zamontował kierownicy, kiedy pytamy co to za wybrak, w odpowiedzi słyszymy nie to najnowsza moda, taki nowoczesny styl.
- Robimy remont łazienki, kładziemy glazurę na ścianach, kupujemy piękne nowoczesne wyposażenie, zmieniamy, przestawiamy, jednak po wykonaniu prac okazuje się że, jeden fachowiec na własną rękę nie pomalował jednej ściany, we właściwym kolorze, glazurnik pomylił wzór płytek, kabina stoi w miejscu wanny i w ogóle cała łazienka jest inna niż na projekcie
Jestem ciekawa kto zachował by stoicki spokój, kto powie nic się nie stało, takie jest życie.
Więc zanim kogoś ocenisz, obrobisz mu tyłek, zachowasz się jak hejter zastanów się nad sobą jakie masz wady i zalety, podziękuj Bogu że masz zdrowe dzieci lub wnuki, siostrzenice lub bratanków. Jak nie możesz pomóc, to przynajmniej milcz, jak nie rozumiesz to nie oceniaj bo nie wiesz jak byś się zachował w określonej sytuacji TY
Rodziny z osobami niepełnosprawnymi oczekują, szacunku, zrozumienia, to tak nie wiele, albo aż tak dużo.
wtorek, 12 lipca 2016
To nigdy nie powinno się wydarzyć
Życie jest nieprzewidywalne, nie raz się o tym przekonałam. Tym razem, niestety bardzo boleśnie, nie sama.
Tak często się zastanawiam i nie mogę znaleźć odpowiedzi, dlaczego przy tak krótkim życiu i będąc tak katolickim krajem, robimy tyle złego drugiemu człowiekowi.
Czy to wynika z fałszu, obłudy, sposobu wychowania, a może braku kultury ? . Nie, to wynika z zaślepienia chorą miłością.
Jak często nie panujemy nad słowami i czynami a konsekwencje potrafią być opłakane.
Na temat byłego napisałam tutaj bardzo dużo, najczęściej złego ( ktoś powie czemu obgaduje ludzi, jednak nie o obgadywanie tu chodzi, tylko jak chora osoba odnajduje się w danej sytuacji )
Sama złapałam się na tym, że byłam straszną egoistką wobec syna, kiedy schowałam na kilka lat albumy ze zdjęciami. Ja nie byłam gotowa na wracanie do przeszłości i zadecydowałam za syna że dla Niego też to będzie dobre. Kiedy niedawno zdjęłam karton, to zobaczyłam szczęśliwe oczy syna.
Tym razem to co się stało u tatusia przeszło moją wyobraźnie. Od jakiegoś czasu tatuś ma partnerkę (ale o tym też już pisałam ) jednak kobieta coraz bardziej przejmuje stery nad Młodym a tatuś ciągle przyznaje jej racje ( to też mnie nie dziwi ) Problem jednak polega na tym, że robi krzywdę synowi. Młody człowiek nie może zrozumieć że u taty ciągle się coś zmienia w mieszkaniu, a dla nie go nic nie ma. Tym razem pani E zadecydowała, że tatuś nie kupi baterii do samochodu zdalnie sterowanego – bo to jest zabawka a on już ma 17 lat. Domyślam się, że zaczęło się przegadywanie, czego rezultatem były następujące kary – brak kolacji, zakaz wyjścia z pokoju , zakaz stawania z fotela. Kiedy udało mu się zadzwonić do mnie, to sama usłyszałam w słuchawce „ a co twoja mama nie wie ..”
Droga pani E - mama bardzo dobrze wiele rzeczy wie, jednak jestem pewna że pani o mnie bardzo dużo rzeczy nie wie, a o moim dziecku i dziecku pani partnera pani wie jeszcze mniej.
A tatusiowi zabroniła odebrać o de mnie telefon, bo na pewno dzwonie z pretensjami.
Pojechałam odebrać syna ze znajomymi i na pewno do tatusia już nie pojedzie.
Młody był tak roztrzęsiony, że pomimo upływu już kilku dni ciągle jest na zwiększonej ilości leków, dzisiaj załatwiłam psychologa, bo tym razem samej sobie nie poradzę, obawiałam się nawet czy nie zakończy się ta wizyta szpitalem dla syna.
Nie wiem co to miały być za kary ale kojarzą mi się z sadyzmem. Mam nadzieje że i tatuś i pani E dostaną kiedyś swoją nagrodę.
niedziela, 10 lipca 2016
Obowiązkowe lata nauki już za Młodym, przyszedł czas na podsumowanie.
Świat zaczął się zmieniać kiedy syn zawitał do przedszkola, uwielbiał swoją panią Magdę, ale nie lubił nauki - nawet jak była przez zabawę. W tym momencie nie było osoby która by widziała dlaczego i jak mu pomóc. Czuł się dobrze za to na basenie, po mimo braku koordynacji nie miał poczucia strachu i lęku przed wodą. Z przedszkole zamiast do pierwszej klasy powędrował do szkolnej zerówki i tam pani Beata nic innego nie robiła tylko chwaliła. Jednak nie chciał chodzić z klasą na wycieczki lub do kina, pani Beata stanęła na wysokości zadania dawała mu poczucie bezpieczeństwa.
Początek pierwszej klasy to przerażenie wychowawczyni, mój ogromny lęk co to będzie jak mu pomóc, przecież nie możemy więcej razy Młodego odroczyć od obowiązku szkolnego.
Po czasie okazało się ze pani Renata była naszym ANIOŁEM na szkolnej drodze, odkryła że syn musi pracować na kartkach, książki i zeszyty przerażają i paraliżują, co powodowało u syna patrzenie w sufit i brak współpracy. Do tego ważny jest kształt ołówka, kredki czy pióra a nie obrazek lub kolor – nic nie mogło być okrągłe. W ten sposób małymi kroczkami syn przy dobrej współpracy – mama , pani i uczeń osiągał coraz większe sukcesy, zdał do czwartej klasy bez problemu, z bardzo dobrymi wynikami.
Kolejne dwa lata, to szkoła integracyjna i cudowna pani Aneta, dobra, wyrozumiała ale i bardzo konsekwentna, przy niej rozwinął skrzydła. Ale wychodziły kolejne dysfunkcje pracy mózgu, widać to było na historii, która dla syna była zupełnie nie zrozumiała, zdawał ją bez problemu, ale pod warunkiem, że to co się nauczył pani egzekwowała nie zmieniając pytania.
Szósta klasa i gimnazjum to już szkoła specjalna – okazuje się, że to zupełnie inna bajka, świat którego oboje musimy się uczyć. Początki to mój płacz po kątach i syna przerażenie, to nie był łatwy czas jednak drugie półrocze szóstej klasy to nauczanie indywidualne w domu, dla mnie i syna wielka ulga. Pierwsza klasa gimnazjum to nauka w szkole i nasze piekiełko na ziemi, współpraca moja ze szkołą praktycznie nie istniała. Młody też się pogubił, co wolno a co nie, a dlaczego to było najczęstsze pytanie. Druga i trzecia klasa to nauczanie indywidualne w szkole które było najlepszym rozwiązaniem.
W tej szkole Młody jednak poczuł się dobrze po czasie, nauczył się samodzielności, zaakceptował rówieśników, nie zdobył większej wiedzy z matematyki, polskiego czy chemii ale stał się szczęśliwszy. Zaczął doceniać sport - zajęcia pozalekcyjne z tenisa i kręgli były super, Młody był zadowolony przez jakiś czas. Dopiero w maju tego roku po zielonej szkole nie chciał w nich uczestniczyć. Co dokładnie się stało tego nie wiem do dzisiaj, jednak przypuszczam, że miała na to wpływ też zmiana mieszkania ( Młody jest bardzo ciekawskim człowiekiem, a tu tyle się działo )
Przywiózł dużo pozytywnych wspomnień z dwóch pobytów na zielonej szkole.
Egzaminu gimnazjalnego nie pisał, bo uznałam ze nie ma to sensu, jak praca mózgu ciągle się pogarsza.
A czy szkoła zaakceptowała mnie jako rodzica ?????
Początek pierwszej klasy to przerażenie wychowawczyni, mój ogromny lęk co to będzie jak mu pomóc, przecież nie możemy więcej razy Młodego odroczyć od obowiązku szkolnego.
Po czasie okazało się ze pani Renata była naszym ANIOŁEM na szkolnej drodze, odkryła że syn musi pracować na kartkach, książki i zeszyty przerażają i paraliżują, co powodowało u syna patrzenie w sufit i brak współpracy. Do tego ważny jest kształt ołówka, kredki czy pióra a nie obrazek lub kolor – nic nie mogło być okrągłe. W ten sposób małymi kroczkami syn przy dobrej współpracy – mama , pani i uczeń osiągał coraz większe sukcesy, zdał do czwartej klasy bez problemu, z bardzo dobrymi wynikami.
Kolejne dwa lata, to szkoła integracyjna i cudowna pani Aneta, dobra, wyrozumiała ale i bardzo konsekwentna, przy niej rozwinął skrzydła. Ale wychodziły kolejne dysfunkcje pracy mózgu, widać to było na historii, która dla syna była zupełnie nie zrozumiała, zdawał ją bez problemu, ale pod warunkiem, że to co się nauczył pani egzekwowała nie zmieniając pytania.
Szósta klasa i gimnazjum to już szkoła specjalna – okazuje się, że to zupełnie inna bajka, świat którego oboje musimy się uczyć. Początki to mój płacz po kątach i syna przerażenie, to nie był łatwy czas jednak drugie półrocze szóstej klasy to nauczanie indywidualne w domu, dla mnie i syna wielka ulga. Pierwsza klasa gimnazjum to nauka w szkole i nasze piekiełko na ziemi, współpraca moja ze szkołą praktycznie nie istniała. Młody też się pogubił, co wolno a co nie, a dlaczego to było najczęstsze pytanie. Druga i trzecia klasa to nauczanie indywidualne w szkole które było najlepszym rozwiązaniem.
W tej szkole Młody jednak poczuł się dobrze po czasie, nauczył się samodzielności, zaakceptował rówieśników, nie zdobył większej wiedzy z matematyki, polskiego czy chemii ale stał się szczęśliwszy. Zaczął doceniać sport - zajęcia pozalekcyjne z tenisa i kręgli były super, Młody był zadowolony przez jakiś czas. Dopiero w maju tego roku po zielonej szkole nie chciał w nich uczestniczyć. Co dokładnie się stało tego nie wiem do dzisiaj, jednak przypuszczam, że miała na to wpływ też zmiana mieszkania ( Młody jest bardzo ciekawskim człowiekiem, a tu tyle się działo )
Przywiózł dużo pozytywnych wspomnień z dwóch pobytów na zielonej szkole.
Egzaminu gimnazjalnego nie pisał, bo uznałam ze nie ma to sensu, jak praca mózgu ciągle się pogarsza.
A czy szkoła zaakceptowała mnie jako rodzica ?????
niedziela, 26 czerwca 2016
Trudny tydzień, a momentami zabawny.
Jest poniedziałkowe południe dzwoni telefon i słyszę pani ....
Proszę przyjechać do mnie – brzmiało to dziwnie ani jak zaproszenie, ani jak polecenie służbowe.
Dzwoniła dyrektorka PPP- do której pojechałam następnego dnia. Rozmowa trwała ponad godzinę i była z tych trudniejszych zwłaszcza na początku.
Fakt że mogłam w życiu poznać różnych ludzi na różnych stanowiskach dało mi możliwość nabrania pewności siebie, bo nie ważne na jakim siedzimy krześle, ale jakie mamy argumenty.
Ciekawostka jest taka że Młody choruje na zbyt dużą ilość chorób i tak np. jak ma cechy autystyczne to nie może mieć napisane że ma problemy z niedosłuchem.
Ministerstwo Edukacji Narodowej nie przewiduje niektórych chorób u swoich uczniów, i tak dzieci z zespołem FAS do szkoły nie chodzą bo nie ma takiej choroby. Dzieci z niedosłuchem nie mogą mieć problemów z cechami autystycznymi.
Powiedziałam co myślę na temat bzdur, które są wpisane w orzeczeniu syna.
Bo nie winą lekarzy jest że, wypisują bez sensownie przygotowane kartki przez poradnię pedagogiczną, bo jak lekarz ma wypisać cechy autystyczne jak na kartce zaznaczony jest tylko autyzm, co napisać przy problemie przewodzenia słuchowego - jak zaznaczyć na ów kartce go nie można, bo jest brak takiej kratki.
W pewnym momencie pani zorientowała się że to ja zorganizowałam konferencję dotyczącą FAS i usłyszałam dwie ciekawe rzeczy że dyrektorka była na niej i że podobało jej się osiem zasad pracy z dzieckiem z FAS.
Ponieważ z jej strony padła pewna propozycja – odpowiedziałam, żeby się zastanowiła bo jestem pedantką i despotką w pewnych sytuacjach. O dziwo pani powiedziała że zdaje sobie z tego świetnie sprawę. Ponieważ spodobało jej się coś o czym nie było mowy na konferencji, sprawdziłam dokładnie wszystkie dokumenty i nigdzie nie ma jaj nazwiska no więc na jakiej konferencji była ....
Teraz czekam na poprawione orzeczenie, ale już wiem ze będzie ciekawe bo zamiast głównej choroby FAS będzie autyzm i upośledzenie - dopiero na dalszym miejscu ma być wszystko opisane i tym razem będą przepisane informacje z dokumentów które dostarczyłam.
Z poradnią mam do czynienia 15 lat ale jest coraz ciekawiej.
Niestety drodzy rodzice FASolek jak się nie zorganizujemy i nie zaczniemy walczyć o nasze dzieci to taka sytuacja będzie trwać w nieskończoność.
Proszę przyjechać do mnie – brzmiało to dziwnie ani jak zaproszenie, ani jak polecenie służbowe.
Dzwoniła dyrektorka PPP- do której pojechałam następnego dnia. Rozmowa trwała ponad godzinę i była z tych trudniejszych zwłaszcza na początku.
Fakt że mogłam w życiu poznać różnych ludzi na różnych stanowiskach dało mi możliwość nabrania pewności siebie, bo nie ważne na jakim siedzimy krześle, ale jakie mamy argumenty.
Ciekawostka jest taka że Młody choruje na zbyt dużą ilość chorób i tak np. jak ma cechy autystyczne to nie może mieć napisane że ma problemy z niedosłuchem.
Ministerstwo Edukacji Narodowej nie przewiduje niektórych chorób u swoich uczniów, i tak dzieci z zespołem FAS do szkoły nie chodzą bo nie ma takiej choroby. Dzieci z niedosłuchem nie mogą mieć problemów z cechami autystycznymi.
Powiedziałam co myślę na temat bzdur, które są wpisane w orzeczeniu syna.
Bo nie winą lekarzy jest że, wypisują bez sensownie przygotowane kartki przez poradnię pedagogiczną, bo jak lekarz ma wypisać cechy autystyczne jak na kartce zaznaczony jest tylko autyzm, co napisać przy problemie przewodzenia słuchowego - jak zaznaczyć na ów kartce go nie można, bo jest brak takiej kratki.
W pewnym momencie pani zorientowała się że to ja zorganizowałam konferencję dotyczącą FAS i usłyszałam dwie ciekawe rzeczy że dyrektorka była na niej i że podobało jej się osiem zasad pracy z dzieckiem z FAS.
Ponieważ z jej strony padła pewna propozycja – odpowiedziałam, żeby się zastanowiła bo jestem pedantką i despotką w pewnych sytuacjach. O dziwo pani powiedziała że zdaje sobie z tego świetnie sprawę. Ponieważ spodobało jej się coś o czym nie było mowy na konferencji, sprawdziłam dokładnie wszystkie dokumenty i nigdzie nie ma jaj nazwiska no więc na jakiej konferencji była ....
Teraz czekam na poprawione orzeczenie, ale już wiem ze będzie ciekawe bo zamiast głównej choroby FAS będzie autyzm i upośledzenie - dopiero na dalszym miejscu ma być wszystko opisane i tym razem będą przepisane informacje z dokumentów które dostarczyłam.
Z poradnią mam do czynienia 15 lat ale jest coraz ciekawiej.
Niestety drodzy rodzice FASolek jak się nie zorganizujemy i nie zaczniemy walczyć o nasze dzieci to taka sytuacja będzie trwać w nieskończoność.
wtorek, 14 czerwca 2016
Co się zmieniło po dwóch latach od wpisu „ szczerość aż do bólu
Wbrew pozorom bardzo dużo, po pierwsze ten lekarz już nie pracuje w przychodni, a obecna lekarka ciągle podnosi mnie na duchu, wizyty są krótsze i o wiele konkretniejsze.
Leki też są ograniczone, obecnie jedna tabletka na dobę.
Młody człowiek jest o wiele spokojniejszy, oczywiście że jeszcze zdarzają się ataki złości i obrażania ale jest ich o wiele mniej i trwają krócej.
Co do tatusia ma nową partnerkę i teraz już synowi nie pozwala obrażać, bo a nuż obrazi panią E. Jak punkt widzenia nagle zależy od punktu siedzenia.
Bycie z panią E skutkuje ciekawszymi pobytami syna u tatusia, przez lata nigdzie z synem nie wychodził poza spacerami do lasu albo zwiedzaniem galerii handlowych. Teraz nagle można i w góry pojechać.
Fakt faktem że są rzeczy które mnie na max denerwują np. jaką piękną tworzą rodzinę na zdjęciu, albo że ma złe skarpetki, lub nie właściwą fryzurę, a to kufel piwa przed jego osobą.
Młody powoli jednak akceptuje zmiany.
Alergia jest dalej pod kontrolą, inne deficyty i choroby też, praca mózgu się zmienia
Jeśli chodzi o rówieśników to też powoli zmienia się na lepsze.
Chętnie uczestniczy w wycieczkach szkolnych, dwa razy pojechał na zieloną szkołę i przyjechał bardzo zadowolony, tenis i kręgle z rówieśnikami też Mu się spodobały. Udowodnił mi że potrafi założyć sobie sam FB czym bardzo mnie zaskoczył pozytywnie pisze sobie ze znajomymi.
Groźna diagnoza na szczęście nie do końca się potwierdziła.
Leki też są ograniczone, obecnie jedna tabletka na dobę.
Młody człowiek jest o wiele spokojniejszy, oczywiście że jeszcze zdarzają się ataki złości i obrażania ale jest ich o wiele mniej i trwają krócej.
Co do tatusia ma nową partnerkę i teraz już synowi nie pozwala obrażać, bo a nuż obrazi panią E. Jak punkt widzenia nagle zależy od punktu siedzenia.
Bycie z panią E skutkuje ciekawszymi pobytami syna u tatusia, przez lata nigdzie z synem nie wychodził poza spacerami do lasu albo zwiedzaniem galerii handlowych. Teraz nagle można i w góry pojechać.
Fakt faktem że są rzeczy które mnie na max denerwują np. jaką piękną tworzą rodzinę na zdjęciu, albo że ma złe skarpetki, lub nie właściwą fryzurę, a to kufel piwa przed jego osobą.
Młody powoli jednak akceptuje zmiany.
Alergia jest dalej pod kontrolą, inne deficyty i choroby też, praca mózgu się zmienia
Jeśli chodzi o rówieśników to też powoli zmienia się na lepsze.
Chętnie uczestniczy w wycieczkach szkolnych, dwa razy pojechał na zieloną szkołę i przyjechał bardzo zadowolony, tenis i kręgle z rówieśnikami też Mu się spodobały. Udowodnił mi że potrafi założyć sobie sam FB czym bardzo mnie zaskoczył pozytywnie pisze sobie ze znajomymi.
Groźna diagnoza na szczęście nie do końca się potwierdziła.
poniedziałek, 6 czerwca 2016
Zrozumieć
Ostatnio mam znowu czas kiedy nadmiar myśli kłębi mi się po głowie, nie jest to zbyt dobre, ale cóż takie życie. Patrząc na zachowanie Młodego z przykrością stwierdzam że mało kto próbuje go zrozumieć, niestety są tacy co potrafią się nawet naśmiewać.
Wiem ma swoje zagrania, potrafi wyprowadzić z równowagi, ale ma też bardzo wiele pozytywnych cech, które już mało kto docenia i dostrzega, jednak jest tak chyba z większością problemów które dotyczą pracy mózgu.
Ostatnio usłyszałam że moja śp babcia była fałszywa, może dla tej osoby bo znała ją krótko i nie miała porównania. Ja pamiętam babcię jako osobę konsekwentną, opiekuńczą, zaradną bardzo rodzinną.
Jednak taka była do 80 roku życia. Zmieniła się nagle zaczęła między innymi plotkować, czego nigdy wcześniej nie robiła i co było dziwne w ogóle nie zwróciła na to uwagi. Po ukończeniu 90 lat zaczęła mieszać fikcję z rzeczywistością i oczywiście nie dała się przekonać, że to co mówi nie do końca jest prawdą, Ona tak to widziała i tak miało być. Dlaczego to piszę - żeby pokazać jak zmienia się praca mózgu, u zdrowego człowieka przez lata życia a co dopiero mówić o zmianach u dzieci które już piły w łonie matki a jeszcze miały ojca alkoholika.
Mało kto widzi własne wady, ale u innych punktujemy wszystko, wmyśl powiedzenia „ najciemniej pod latarnią”
Ja doskonale wiem ile kosztuje zdrowia, pokonywanie własnych barier. Jako dziecko miałam problem z nauczeniem się czytać. Dzieci już czytały płynnie a ja ciągle składałam literki. Lekcje języka polskiego były dla mnie piekłem, zwłaszcza jak słyszałam kto nam przeczyta.
Byłam z tym problemem sama, dzieci szły do przodu a ja ciągle w tym samym miejscu. Płynnego czytania nauczyłam się bardzo późno. Mogłam odetchnąć z ulgą i być z siebie dumna.
Dlatego kiedy widzę pokonywanie deficytów syna, unoszę się ze szczęścia metr nad ziemią, wiem jaki to jest dla niego wysiłek ile Go to kosztuje pracy.
Płodowy Zespół Alkoholowy jest paskudny robi z głową co chce i jak tu wymagać mądrej rozmowy jak w głowie jest chaos. Mój syn rozróżnia dwa rodzaje emocji - euforia i złość ale czy to jest jego winą ze nie powie że jest zadowolony, zmęczony, zakłopotany itd. wiadomo że nie.
Mam czasami wrażenie że ci zdrowi mają więcej deficytów niż ten mój chory syn
Wiem ma swoje zagrania, potrafi wyprowadzić z równowagi, ale ma też bardzo wiele pozytywnych cech, które już mało kto docenia i dostrzega, jednak jest tak chyba z większością problemów które dotyczą pracy mózgu.
Ostatnio usłyszałam że moja śp babcia była fałszywa, może dla tej osoby bo znała ją krótko i nie miała porównania. Ja pamiętam babcię jako osobę konsekwentną, opiekuńczą, zaradną bardzo rodzinną.
Jednak taka była do 80 roku życia. Zmieniła się nagle zaczęła między innymi plotkować, czego nigdy wcześniej nie robiła i co było dziwne w ogóle nie zwróciła na to uwagi. Po ukończeniu 90 lat zaczęła mieszać fikcję z rzeczywistością i oczywiście nie dała się przekonać, że to co mówi nie do końca jest prawdą, Ona tak to widziała i tak miało być. Dlaczego to piszę - żeby pokazać jak zmienia się praca mózgu, u zdrowego człowieka przez lata życia a co dopiero mówić o zmianach u dzieci które już piły w łonie matki a jeszcze miały ojca alkoholika.
Mało kto widzi własne wady, ale u innych punktujemy wszystko, wmyśl powiedzenia „ najciemniej pod latarnią”
Ja doskonale wiem ile kosztuje zdrowia, pokonywanie własnych barier. Jako dziecko miałam problem z nauczeniem się czytać. Dzieci już czytały płynnie a ja ciągle składałam literki. Lekcje języka polskiego były dla mnie piekłem, zwłaszcza jak słyszałam kto nam przeczyta.
Byłam z tym problemem sama, dzieci szły do przodu a ja ciągle w tym samym miejscu. Płynnego czytania nauczyłam się bardzo późno. Mogłam odetchnąć z ulgą i być z siebie dumna.
Dlatego kiedy widzę pokonywanie deficytów syna, unoszę się ze szczęścia metr nad ziemią, wiem jaki to jest dla niego wysiłek ile Go to kosztuje pracy.
Płodowy Zespół Alkoholowy jest paskudny robi z głową co chce i jak tu wymagać mądrej rozmowy jak w głowie jest chaos. Mój syn rozróżnia dwa rodzaje emocji - euforia i złość ale czy to jest jego winą ze nie powie że jest zadowolony, zmęczony, zakłopotany itd. wiadomo że nie.
Mam czasami wrażenie że ci zdrowi mają więcej deficytów niż ten mój chory syn
środa, 1 czerwca 2016
Zawsze lepiej współpracować niż rywalizować
O co chodzi z tym „ Pomóżmy Sobie Wzajemnie „
Już w pierwszym wpisie na tym blogu piszę o moim marzeniu, żeby poznać więcej osób opiekujących się osobami chorymi na FAS.
Ponieważ jestem osobą upartą to powoli zmierzam do zrealizowania tego celu w realnym świecie, bo w sieci parę osób już znam co mnie bardzo cieszy.
Konkretny pomysł w mojej głowie powstawał po konferencji którą zrealizowałam w Chorzowie, to opiekunowie dzieci dali mi do myślenia że nie można poprzestać tylko na jednym wydarzeniu. ( A mądra osoba pokierowała gdzie mam się udać z kim rozmawiać )
Pozałatwiałam wszystkie potrzebne zgody na nasze spotkania i zobaczymy jakim będą się cieszyć zainteresowaniem
Ktoś powie przecież są fundacje, stowarzyszenia po co kolejny projekt, gdzie sens wywarzania otwartych drzwi.
Nie mam zamiaru niczego wywarzać - potrzebne są i fundacje i stowarzyszenia i autorytety w dziedzinie FAS i nie tylko, bo do tej choroby są przyklejone jeszcze inne choroby, dysfunkcje.
Mój syn ma całą gamę opiekujących się nim specjalistów.
Bardzo bym chciała w przyszłości żeby powstawały w całym kraju punkty „ Pomóżmy Sobie Wzajemnie „ i współpracowały z lekarzami, rehabilitantami, nauczycielami, fundacjami i stowarzyszeniami.
Ja chcę ten pomysł wypróbować na swoim terenia w zależności od tego co będą potrzebować rodzice.
Dzisiaj byłam z synem u laryngologa i nasz Generał poświecił mi naprawdę mnóstwo czasu wyszłam z gabinetu po prawie 50 minutach ( nie chcieli byście widzieć miny pacjentów w poczekalni ) rozmawialiśmy między innymi na temat FAS-u i wzrostu Młodego, dostałam ponowne skierowanie do endokrynologa – zobaczymy co z tego wyniknie. Jednak na koniec zapytałam się czy nie zachciałaby przekazać części swojej wiedzy innym rodzicom. Odpowiedź była krótka tak bardzo chętnie ale z praktycznego podejścia do sprawy. Moim zdaniem to najlepsze co może być, bo my nie potrzebujemy naukowych wykładów tylko mądrego pokierowania tak żeby jak najlepiej pomóc naszym pociechom
Już w pierwszym wpisie na tym blogu piszę o moim marzeniu, żeby poznać więcej osób opiekujących się osobami chorymi na FAS.
Ponieważ jestem osobą upartą to powoli zmierzam do zrealizowania tego celu w realnym świecie, bo w sieci parę osób już znam co mnie bardzo cieszy.
Konkretny pomysł w mojej głowie powstawał po konferencji którą zrealizowałam w Chorzowie, to opiekunowie dzieci dali mi do myślenia że nie można poprzestać tylko na jednym wydarzeniu. ( A mądra osoba pokierowała gdzie mam się udać z kim rozmawiać )
Pozałatwiałam wszystkie potrzebne zgody na nasze spotkania i zobaczymy jakim będą się cieszyć zainteresowaniem
Ktoś powie przecież są fundacje, stowarzyszenia po co kolejny projekt, gdzie sens wywarzania otwartych drzwi.
Nie mam zamiaru niczego wywarzać - potrzebne są i fundacje i stowarzyszenia i autorytety w dziedzinie FAS i nie tylko, bo do tej choroby są przyklejone jeszcze inne choroby, dysfunkcje.
Mój syn ma całą gamę opiekujących się nim specjalistów.
Bardzo bym chciała w przyszłości żeby powstawały w całym kraju punkty „ Pomóżmy Sobie Wzajemnie „ i współpracowały z lekarzami, rehabilitantami, nauczycielami, fundacjami i stowarzyszeniami.
Ja chcę ten pomysł wypróbować na swoim terenia w zależności od tego co będą potrzebować rodzice.
Dzisiaj byłam z synem u laryngologa i nasz Generał poświecił mi naprawdę mnóstwo czasu wyszłam z gabinetu po prawie 50 minutach ( nie chcieli byście widzieć miny pacjentów w poczekalni ) rozmawialiśmy między innymi na temat FAS-u i wzrostu Młodego, dostałam ponowne skierowanie do endokrynologa – zobaczymy co z tego wyniknie. Jednak na koniec zapytałam się czy nie zachciałaby przekazać części swojej wiedzy innym rodzicom. Odpowiedź była krótka tak bardzo chętnie ale z praktycznego podejścia do sprawy. Moim zdaniem to najlepsze co może być, bo my nie potrzebujemy naukowych wykładów tylko mądrego pokierowania tak żeby jak najlepiej pomóc naszym pociechom
czwartek, 19 maja 2016
Panie Boże ile jeszcze ???
Trzynastego w piątek każdy się boi, że to pechowy dzień, a ja miałam super dzień, za co się nie zabrałam wszystko pozałatwiałam, zrobiłam, nic tylko się cieszyć i tak było do samego wieczora.
W sobotę dzień zwyczajny, Młody u taty, babcia przyszła na kawusię z czego byłam bardzo zadowolona nawet posiedziała, XXX przy swoich ulubionych zajęciach czyli gotowaniu. Późnym popołudniem zadzwoniłam do siostry o dziwo pośmiałyśmy się - półtorej godziny przeleciało w mgnieniu oka, za to niedzielny poranek już był smutny, bardzo szybko zorientowałam się że zaczyna się wznowa mojej choroby, kolejny atak i kilka dni z bólem i to takim że po ścianach się chodzi, przeleżanym w łóżku. Jak pomyślałam co mnie czeka i co jest do pozałatwiania w tym tygodniu to łzy same mi się cisły do oczu. Już w niedzielę z wielkim trudem pojechaliśmy do taty na cmentarza ( była 20 rocznica odkąd przeszedł na drugą stronę ) i bardzo mi zależało żeby stanąć koło Jego grobu. Od poniedziałku jest coraz gorzej i po kolei zawalam wszystkie sprawy. Babcia pojechała z Młodym na badania i po badaniach z wynikami mieli iść do lekarza ale nasz Generał stwierdził że musi być mama i koniec - babci z wnukiem nie przyjmuje. Inne spotkania poprzekładałam i wydawało by się że przynajmniej pewne problemy mam porozwiązywane. Jest środa rano dzwoni telefon i wiadomość którą słyszę jest już całkiem dobijająca, wujek informuje mnie że przed chwilą zmarła babcia. Moje skojarzenie dla wielu osób może być bardzo dziwne, ale w godzinę przejścia babci na drugi świat, dwadzieścia lat wcześniej trwała msza pogrzebowa mojego ojca, dla mnie jest to dziwny zbieg okoliczności. Dzisiaj powinnam być na pierwszym spotkaniu „pomóżmy sobie wzajemnie” a ja leżę i się wściekam bo nic nie mogę, nawet pójście na pogrzeb jest pod dużym znakiem zapytania.
Denerwuje mnie że ciągle muszę prosić, bo nic nie mogę, a ile jeszcze - nie wiem
W sobotę dzień zwyczajny, Młody u taty, babcia przyszła na kawusię z czego byłam bardzo zadowolona nawet posiedziała, XXX przy swoich ulubionych zajęciach czyli gotowaniu. Późnym popołudniem zadzwoniłam do siostry o dziwo pośmiałyśmy się - półtorej godziny przeleciało w mgnieniu oka, za to niedzielny poranek już był smutny, bardzo szybko zorientowałam się że zaczyna się wznowa mojej choroby, kolejny atak i kilka dni z bólem i to takim że po ścianach się chodzi, przeleżanym w łóżku. Jak pomyślałam co mnie czeka i co jest do pozałatwiania w tym tygodniu to łzy same mi się cisły do oczu. Już w niedzielę z wielkim trudem pojechaliśmy do taty na cmentarza ( była 20 rocznica odkąd przeszedł na drugą stronę ) i bardzo mi zależało żeby stanąć koło Jego grobu. Od poniedziałku jest coraz gorzej i po kolei zawalam wszystkie sprawy. Babcia pojechała z Młodym na badania i po badaniach z wynikami mieli iść do lekarza ale nasz Generał stwierdził że musi być mama i koniec - babci z wnukiem nie przyjmuje. Inne spotkania poprzekładałam i wydawało by się że przynajmniej pewne problemy mam porozwiązywane. Jest środa rano dzwoni telefon i wiadomość którą słyszę jest już całkiem dobijająca, wujek informuje mnie że przed chwilą zmarła babcia. Moje skojarzenie dla wielu osób może być bardzo dziwne, ale w godzinę przejścia babci na drugi świat, dwadzieścia lat wcześniej trwała msza pogrzebowa mojego ojca, dla mnie jest to dziwny zbieg okoliczności. Dzisiaj powinnam być na pierwszym spotkaniu „pomóżmy sobie wzajemnie” a ja leżę i się wściekam bo nic nie mogę, nawet pójście na pogrzeb jest pod dużym znakiem zapytania.
Denerwuje mnie że ciągle muszę prosić, bo nic nie mogę, a ile jeszcze - nie wiem
piątek, 13 maja 2016
UDAŁO SIĘ marzenia się spełniają
Każdy z nas ma marzenia, pomagają one w normalnym życiu – powiedziałabym nawet że dodają nam sensu życia.
Czasami nasze marzenia się spełniają małymi kroczkami, kiedy rozpoczynałam pisanie bloga też sobie wyobrażałam różne rzeczy np. jak dobrze było by poznać innych opiekunów Fasolek .
Mało to nawet nie przypuszczałam że moje nazwanie dzieci z zespołem FAS FASOLKAMI tak się przyj mnie w mowie codziennej nawet w telewizji pada taka nazwa.
Pamiętam ile razy wyjaśniałam tą nazwę że jest pozytywna -daje nadzieję.
Teraz jest kolejny etap realizacji marzeń a wszystko zrodziło się po konferencji, kiedy wróciłam do domu zamiast odpoczywać, zaczęłam buszować po internecie , szukać, sprawdzać. Niestety moje szukanie żadnej wiedzy mi nie dało, nie znalazłam odpowiedzi na moje pytania, wiedziałam tylko że coś muszę wymyślić i się udało.
Pokierowana przez bardzo mądrą osobę poszłam do UM i przedstawiłam właściwej osobie mój szalony pomysł. Nie ukrywam że miałam strachu po uszy, mam nadzieję że nie było tego po mnie widać. O dziwo pomysł się spodobał zostałam poinformowana co mam dalej zrobić, oczywiście mam zgodę na dalsze działania. Umówiłam się na kolejną rozmowę tym razem z dyrektorem szkoły, przedstawiłam o co mi chodzi jaki mam projekt. Było mi łatwo z nim rozmawiać bo też był na konferencji i dokładnie rozumiał o czym mówię. Dzisiaj kiedy odebrałam telefon od dyrektora usłyszałam że mam ten punkt i od kiedy mam ochotę zacząć
Ustaliliśmy że punkt dla osób mających styczność z osobami chorującymi na zespół FAS, będzie działał co drugi czwartek od siedemnastej do osiemnastej trzydzieści w sali na parterze, rozpoczynamy od 19 maja ,
Panie Dyrektorze DZIĘKUJĘ
Czasami nasze marzenia się spełniają małymi kroczkami, kiedy rozpoczynałam pisanie bloga też sobie wyobrażałam różne rzeczy np. jak dobrze było by poznać innych opiekunów Fasolek .
Mało to nawet nie przypuszczałam że moje nazwanie dzieci z zespołem FAS FASOLKAMI tak się przyj mnie w mowie codziennej nawet w telewizji pada taka nazwa.
Pamiętam ile razy wyjaśniałam tą nazwę że jest pozytywna -daje nadzieję.
Teraz jest kolejny etap realizacji marzeń a wszystko zrodziło się po konferencji, kiedy wróciłam do domu zamiast odpoczywać, zaczęłam buszować po internecie , szukać, sprawdzać. Niestety moje szukanie żadnej wiedzy mi nie dało, nie znalazłam odpowiedzi na moje pytania, wiedziałam tylko że coś muszę wymyślić i się udało.
Pokierowana przez bardzo mądrą osobę poszłam do UM i przedstawiłam właściwej osobie mój szalony pomysł. Nie ukrywam że miałam strachu po uszy, mam nadzieję że nie było tego po mnie widać. O dziwo pomysł się spodobał zostałam poinformowana co mam dalej zrobić, oczywiście mam zgodę na dalsze działania. Umówiłam się na kolejną rozmowę tym razem z dyrektorem szkoły, przedstawiłam o co mi chodzi jaki mam projekt. Było mi łatwo z nim rozmawiać bo też był na konferencji i dokładnie rozumiał o czym mówię. Dzisiaj kiedy odebrałam telefon od dyrektora usłyszałam że mam ten punkt i od kiedy mam ochotę zacząć
Ustaliliśmy że punkt dla osób mających styczność z osobami chorującymi na zespół FAS, będzie działał co drugi czwartek od siedemnastej do osiemnastej trzydzieści w sali na parterze, rozpoczynamy od 19 maja ,
Panie Dyrektorze DZIĘKUJĘ
środa, 11 maja 2016
a mogło by być w końcu normalnie porządnie i dobrze.
Przed chwilą TVN pokazał jak wyglądają komisje orzekające niepełnosprawność, ja tak dużo o tym pisałam, że bardzo mnie cieszy, w końcu naświetlenie sprawy przez telewizję.
Zabierałam się za opisanie zielonej szkoły ale jeszcze ten temat musi poczekać.
Wczoraj odebrałam orzeczenie o kształceniu syna z PPP i to co przeczytałam w dokumencie wzbudziło we mnie wszystkie emocje. Tak jak pani redaktor w programie, tak i ja się pytam po raz kolejny jak długo będzie taka bezkarność, kto za błędy zapłaci ? To że płacą dzieci i niepełnosprawni oraz ich opiekunowie to jest oczywiste, jednak nie słyszałam żeby płacili urzędnicy, członkowie komisji lekarskich Oni są bezkarni nie do ruszenia.
Mój syn znowu został uzdrowiony - nie choruje na FAS, nie ma problemów laryngologicznych, za to ma problemy ze wzrokiem – a to ciekawostka bo do okulisty chodzimy regularnie i nigdy nic nie zostało stwierdzone.
Tak się zastanawiam czy te osoby na pewno mają odpowiednie wykształcenie, a może byli w innym stanie ?
Może ten wpis będzie trochę za długi ale przytoczę parę przykładów
„ Młody stosunkowo dobrze klasyfikuje, wyciąga wnioski, przewiduje i planuje. Chłopiec stosunkowo dobrze rozumuje sytuacje społeczne „
Dalej jest wypisywane co potrafi z języka polskiego i matematyki w tym momencie kolejna ciekawostka - moje dziecko nauczyło się dodawać i odejmować. Ciekawe że nikt inny tego nie zaobserwował
Na końcu dokumentu czytam
„ Występują problemy również w obrębie pamięci, myślenia, rozumienia pojęć abstrakcyjnych, umiejętności rozwiązywania problemów oraz uczenia się na błędach „
W jaki sposób są pisane te orzeczenia - nie mam pojęcia, ale ja wiem jedno, muszę się od tego odwołać i znowu wojować a mogło by być w końcu normalnie porządnie i dobrze.
Zabierałam się za opisanie zielonej szkoły ale jeszcze ten temat musi poczekać.
Wczoraj odebrałam orzeczenie o kształceniu syna z PPP i to co przeczytałam w dokumencie wzbudziło we mnie wszystkie emocje. Tak jak pani redaktor w programie, tak i ja się pytam po raz kolejny jak długo będzie taka bezkarność, kto za błędy zapłaci ? To że płacą dzieci i niepełnosprawni oraz ich opiekunowie to jest oczywiste, jednak nie słyszałam żeby płacili urzędnicy, członkowie komisji lekarskich Oni są bezkarni nie do ruszenia.
Mój syn znowu został uzdrowiony - nie choruje na FAS, nie ma problemów laryngologicznych, za to ma problemy ze wzrokiem – a to ciekawostka bo do okulisty chodzimy regularnie i nigdy nic nie zostało stwierdzone.
Tak się zastanawiam czy te osoby na pewno mają odpowiednie wykształcenie, a może byli w innym stanie ?
Może ten wpis będzie trochę za długi ale przytoczę parę przykładów
„ Młody stosunkowo dobrze klasyfikuje, wyciąga wnioski, przewiduje i planuje. Chłopiec stosunkowo dobrze rozumuje sytuacje społeczne „
Dalej jest wypisywane co potrafi z języka polskiego i matematyki w tym momencie kolejna ciekawostka - moje dziecko nauczyło się dodawać i odejmować. Ciekawe że nikt inny tego nie zaobserwował
Na końcu dokumentu czytam
„ Występują problemy również w obrębie pamięci, myślenia, rozumienia pojęć abstrakcyjnych, umiejętności rozwiązywania problemów oraz uczenia się na błędach „
W jaki sposób są pisane te orzeczenia - nie mam pojęcia, ale ja wiem jedno, muszę się od tego odwołać i znowu wojować a mogło by być w końcu normalnie porządnie i dobrze.
piątek, 6 maja 2016
Takie maje złości – ale co to daje, świata się nie zmieni.
Od bardzo długiego czasu się zastanawiam dlaczego dla lekarzy, pielęgniarek mamy tyle szacunku, a opiekunowie osób niepełnosprawnych i nie ważne czy dzieci, czy dorosłych są bardzo często obrażani.
Koło naszych osób już krążą jakieś mity, jak nam jest dobrze, mało to że obrażają nas osoby nie opiekujące się nikim, to jeszcze wewnątrz opiekunów robią się jakieś dziwne podziały.
A bo ty masz lepiej bo jesteś np. młodsza, zdrowsza, a bo ktoś chodzi, a ten leży.
Nie wiem ale jak dla mnie świat staje na głowie – bo gdzie tu jest sens. Każda choroba jest inna, każdy chory jest inny, my opiekunowie też jesteśmy różni, więc po co te porównania one niczemu nie służą, do niczego dobrego nie zmierzają – one tylko dzielą
A powinniśmy dążyć żeby nasza praca była doceniana i szanowana bo jest tak samo potrzebna i wartościowa jak praca lekarza czy pielęgniarki, to my jesteśmy z naszymi podopiecznymi bardzo często 24h na dobę albo tylko z małą przerwą, to nasz świat się kręci wokół naszych podopiecznych, jak często dla siebie nie mamy czasu bo są zajęcia wokół chorej osoby a o urlopie to już można tylko pomarzyć. Żaden lekarz i pielęgniarka nie pracuje tyle co my, a to co my dostajemy za naszą pracę jest nazywane darmozjadami, kiedyś ktoś w komentarzach na tym bolgu napisał że mamy się zabrać za uczciwą robotę ....
Ja uważam ze pracuje uczciwie za nie jakie pieniądze, do tego jest to tak wszystko przez państwo skonstruowane że nie mamy płaconego Zusu, lata pracy nie wiem gdzie będziemy szukać, nasze pieniądze są nie opodatkowane, więc nie istniejemy nawet dla banku, żadnej pożyczki sobie nie zaciągniemy nawet najmniejszej.
Jesteśmy według moich odczuć, obywatelami drugiej kategorii z obowiązkiem pracy na trzy etaty na dobę.
Wiec pozostawiam ten wpis z dwoma pytaniami
1 Który lekarz czy pielęgniarka tak by pracowali ?
2 Czy należy nam się szacunek i zrozumienie ?
niedziela, 1 maja 2016
Ale jaja a miało być tak przyjemnie i fajnie
Tak jak wcześniej pisałam zakręty gonią zakręty, ma to swoje plusy, no ale i oczywiście minusy.
Plus jest taki że zdecydowaliśmy się na kolejny ważny życiowy krok, a najważniejsze jest to że wszyscy zadowoleni nawet Młody.
Decyzja jest taka - szukamy wspólnego mieszkanie i na tym dobre wiadomości się kończą, teraz to już zaczynają się tylko schody.
Mieszkań dużo, ale albo drogie, albo nie najładniejsze, albo za małe, albo za daleko – krótko mówiąc nie jest łatwo.
Jednak w końcu, no bo kto szuka ten znajdzie – znaleźliśmy mieszkanie które nam odpowiadało i w tym miejscu powinien ten wpis się skończyć, z dopiskiem jesteśmy szczęśliwi – a tu nic z tego, to dopiero początek opowiadania.
Dzwonię pod podany numer z pytaniem czy dodzwoniłam się dobrze i czy oferta jest aktualna. Słyszę że tak - ale czy państwo palą, czy mają zwierzęta, czy mają umowę o pracę na czas nie określony, a ile państwo mają dzieci. Zaczęłam się zastanawiać kiedy padnie pytanie jaki mamy rozmiar stopy
No ale umówiliśmy się na oglądanie tej nieruchomości – stawiliśmy się cała trójką we wskazanym miejscu i znowu jakie było moje zaskoczenie kiedy zobaczyłam cztery osoby, dzień dobry – dzień dobry zapraszamy. Okazało się że razem z przedstawicielami biura przyjechali też właściciele. Kto z nas co oglądał tego to nie wiem bo siedem osób na 50m to raczej tłok – nam się mieszkanie spodobało i znowu wydawałoby się że to powinien być koniec historii – oj nie co to, to nie.
Przyjeżdżamy do domu, dzwoni telefon czy mogą Oni zobaczyć jak mieszkamy – zgadzamy się bo nie mamy nic do ukrycia, mija godzina dzwonek – dotarli, oglądają zadają kolejne pytania – w końcu umawiamy się do biura na podpisanie umowy, Ja oddycham z ulgą -tylko zaczynamy się zastanawiać co to za biuro, które pracuje w święto do tego w niedzielę. Nagle mi się przypomina, przecież my mamy pieniądze nie w jednym miejscu i nie damy rady bo banki po zamykane, zaczynam dzwonić po znajomych kto może pomóc i każdy zaskoczony dający radę uważaj bo dziwne. Kiedy zorganizowałam pieniądze, znowu dzwoni telefon facet z nieruchomości z kolejnymi pytaniami – moje ciśnienie rośnie XXX też już zaczyna się mocno denerwować – ja odpowiadam na kolejne głupoty, zastanawiając się co jeszcze Go będzie interesowało i powoli zastanawiam się co mam Mu powiedzieć żeby w pięty poszło.
Facet się wyłącza, a nasze głowy myślą ile jeszcze razy zadzwoni z jakimi pytaniami – bo że zadzwoni to pewne.
Dochodzi wieczór - telefon nieruchomości – zaczynamy się śmiać – kolejna zmiana, tym razem zmieniła się godziny.
Jednak szaleństwo właściciela biura nie zna granic, zaczyna nas sprawdzać przez FB i tu ma pecha bo XXX ma aplikacje w której widać niechcianych gości.
Chciałam pojechać i powiedzieć co myślę ale XXX stwierdził ze zadzwoni i to załatwi może i lepiej bo już mam serdecznie dosyć.
Zrezygnowaliśmy - bo mieliśmy obawy że jak otworzymy lodówkę to wyskoczy nam człowiek z biura nieruchomości, z kolejnym pytaniem - np. jaki mam rozmiar biustu a XXX jaką ma swoją męskość
Plus jest taki że zdecydowaliśmy się na kolejny ważny życiowy krok, a najważniejsze jest to że wszyscy zadowoleni nawet Młody.
Decyzja jest taka - szukamy wspólnego mieszkanie i na tym dobre wiadomości się kończą, teraz to już zaczynają się tylko schody.
Mieszkań dużo, ale albo drogie, albo nie najładniejsze, albo za małe, albo za daleko – krótko mówiąc nie jest łatwo.
Jednak w końcu, no bo kto szuka ten znajdzie – znaleźliśmy mieszkanie które nam odpowiadało i w tym miejscu powinien ten wpis się skończyć, z dopiskiem jesteśmy szczęśliwi – a tu nic z tego, to dopiero początek opowiadania.
Dzwonię pod podany numer z pytaniem czy dodzwoniłam się dobrze i czy oferta jest aktualna. Słyszę że tak - ale czy państwo palą, czy mają zwierzęta, czy mają umowę o pracę na czas nie określony, a ile państwo mają dzieci. Zaczęłam się zastanawiać kiedy padnie pytanie jaki mamy rozmiar stopy
No ale umówiliśmy się na oglądanie tej nieruchomości – stawiliśmy się cała trójką we wskazanym miejscu i znowu jakie było moje zaskoczenie kiedy zobaczyłam cztery osoby, dzień dobry – dzień dobry zapraszamy. Okazało się że razem z przedstawicielami biura przyjechali też właściciele. Kto z nas co oglądał tego to nie wiem bo siedem osób na 50m to raczej tłok – nam się mieszkanie spodobało i znowu wydawałoby się że to powinien być koniec historii – oj nie co to, to nie.
Przyjeżdżamy do domu, dzwoni telefon czy mogą Oni zobaczyć jak mieszkamy – zgadzamy się bo nie mamy nic do ukrycia, mija godzina dzwonek – dotarli, oglądają zadają kolejne pytania – w końcu umawiamy się do biura na podpisanie umowy, Ja oddycham z ulgą -tylko zaczynamy się zastanawiać co to za biuro, które pracuje w święto do tego w niedzielę. Nagle mi się przypomina, przecież my mamy pieniądze nie w jednym miejscu i nie damy rady bo banki po zamykane, zaczynam dzwonić po znajomych kto może pomóc i każdy zaskoczony dający radę uważaj bo dziwne. Kiedy zorganizowałam pieniądze, znowu dzwoni telefon facet z nieruchomości z kolejnymi pytaniami – moje ciśnienie rośnie XXX też już zaczyna się mocno denerwować – ja odpowiadam na kolejne głupoty, zastanawiając się co jeszcze Go będzie interesowało i powoli zastanawiam się co mam Mu powiedzieć żeby w pięty poszło.
Facet się wyłącza, a nasze głowy myślą ile jeszcze razy zadzwoni z jakimi pytaniami – bo że zadzwoni to pewne.
Dochodzi wieczór - telefon nieruchomości – zaczynamy się śmiać – kolejna zmiana, tym razem zmieniła się godziny.
Jednak szaleństwo właściciela biura nie zna granic, zaczyna nas sprawdzać przez FB i tu ma pecha bo XXX ma aplikacje w której widać niechcianych gości.
Chciałam pojechać i powiedzieć co myślę ale XXX stwierdził ze zadzwoni i to załatwi może i lepiej bo już mam serdecznie dosyć.
Zrezygnowaliśmy - bo mieliśmy obawy że jak otworzymy lodówkę to wyskoczy nam człowiek z biura nieruchomości, z kolejnym pytaniem - np. jaki mam rozmiar biustu a XXX jaką ma swoją męskość
Subskrybuj:
Posty (Atom)