Od bardzo długiego czasu się zastanawiam dlaczego dla lekarzy, pielęgniarek mamy tyle szacunku, a opiekunowie osób niepełnosprawnych i nie ważne czy dzieci, czy dorosłych są bardzo często obrażani.
Koło naszych osób już krążą jakieś mity, jak nam jest dobrze, mało to że obrażają nas osoby nie opiekujące się nikim, to jeszcze wewnątrz opiekunów robią się jakieś dziwne podziały.A bo ty masz lepiej bo jesteś np. młodsza, zdrowsza, a bo ktoś chodzi, a ten leży.Nie wiem ale jak dla mnie świat staje na głowie – bo gdzie tu jest sens. Każda choroba jest inna, każdy chory jest inny, my opiekunowie też jesteśmy różni, więc po co te porównania one niczemu nie służą, do niczego dobrego nie zmierzają – one tylko dzieląA powinniśmy dążyć żeby nasza praca była doceniana i szanowana bo jest tak samo potrzebna i wartościowa jak praca lekarza czy pielęgniarki, to my jesteśmy z naszymi podopiecznymi bardzo często 24h na dobę albo tylko z małą przerwą, to nasz świat się kręci wokół naszych podopiecznych, jak często dla siebie nie mamy czasu bo są zajęcia wokół chorej osoby a o urlopie to już można tylko pomarzyć. Żaden lekarz i pielęgniarka nie pracuje tyle co my, a to co my dostajemy za naszą pracę jest nazywane darmozjadami, kiedyś ktoś w komentarzach na tym bolgu napisał że mamy się zabrać za uczciwą robotę ....Ja uważam ze pracuje uczciwie za nie jakie pieniądze, do tego jest to tak wszystko przez państwo skonstruowane że nie mamy płaconego Zusu, lata pracy nie wiem gdzie będziemy szukać, nasze pieniądze są nie opodatkowane, więc nie istniejemy nawet dla banku, żadnej pożyczki sobie nie zaciągniemy nawet najmniejszej.Jesteśmy według moich odczuć, obywatelami drugiej kategorii z obowiązkiem pracy na trzy etaty na dobę.Wiec pozostawiam ten wpis z dwoma pytaniami1 Który lekarz czy pielęgniarka tak by pracowali ?2 Czy należy nam się szacunek i zrozumienie ?
Tak jak wcześniej pisałam zakręty gonią zakręty, ma to swoje plusy, no ale i oczywiście minusy.Plus jest taki że zdecydowaliśmy się na kolejny ważny życiowy krok, a najważniejsze jest to że wszyscy zadowoleni nawet Młody.Decyzja jest taka - szukamy wspólnego mieszkanie i na tym dobre wiadomości się kończą, teraz to już zaczynają się tylko schody.Mieszkań dużo, ale albo drogie, albo nie najładniejsze, albo za małe, albo za daleko – krótko mówiąc nie jest łatwo.Jednak w końcu, no bo kto szuka ten znajdzie – znaleźliśmy mieszkanie które nam odpowiadało i w tym miejscu powinien ten wpis się skończyć, z dopiskiem jesteśmy szczęśliwi – a tu nic z tego, to dopiero początek opowiadania.Dzwonię pod podany numer z pytaniem czy dodzwoniłam się dobrze i czy oferta jest aktualna. Słyszę że tak - ale czy państwo palą, czy mają zwierzęta, czy mają umowę o pracę na czas nie określony, a ile państwo mają dzieci. Zaczęłam się zastanawiać kiedy padnie pytanie jaki mamy rozmiar stopyNo ale umówiliśmy się na oglądanie tej nieruchomości – stawiliśmy się cała trójką we wskazanym miejscu i znowu jakie było moje zaskoczenie kiedy zobaczyłam cztery osoby, dzień dobry – dzień dobry zapraszamy. Okazało się że razem z przedstawicielami biura przyjechali też właściciele. Kto z nas co oglądał tego to nie wiem bo siedem osób na 50m to raczej tłok – nam się mieszkanie spodobało i znowu wydawałoby się że to powinien być koniec historii – oj nie co to, to nie.Przyjeżdżamy do domu, dzwoni telefon czy mogą Oni zobaczyć jak mieszkamy – zgadzamy się bo nie mamy nic do ukrycia, mija godzina dzwonek – dotarli, oglądają zadają kolejne pytania – w końcu umawiamy się do biura na podpisanie umowy, Ja oddycham z ulgą -tylko zaczynamy się zastanawiać co to za biuro, które pracuje w święto do tego w niedzielę. Nagle mi się przypomina, przecież my mamy pieniądze nie w jednym miejscu i nie damy rady bo banki po zamykane, zaczynam dzwonić po znajomych kto może pomóc i każdy zaskoczony dający radę uważaj bo dziwne. Kiedy zorganizowałam pieniądze, znowu dzwoni telefon facet z nieruchomości z kolejnymi pytaniami – moje ciśnienie rośnie XXX też już zaczyna się mocno denerwować – ja odpowiadam na kolejne głupoty, zastanawiając się co jeszcze Go będzie interesowało i powoli zastanawiam się co mam Mu powiedzieć żeby w pięty poszło.Facet się wyłącza, a nasze głowy myślą ile jeszcze razy zadzwoni z jakimi pytaniami – bo że zadzwoni to pewne.Dochodzi wieczór - telefon nieruchomości – zaczynamy się śmiać – kolejna zmiana, tym razem zmieniła się godziny.Jednak szaleństwo właściciela biura nie zna granic, zaczyna nas sprawdzać przez FB i tu ma pecha bo XXX ma aplikacje w której widać niechcianych gości.Chciałam pojechać i powiedzieć co myślę ale XXX stwierdził ze zadzwoni i to załatwi może i lepiej bo już mam serdecznie dosyć.Zrezygnowaliśmy - bo mieliśmy obawy że jak otworzymy lodówkę to wyskoczy nam człowiek z biura nieruchomości, z kolejnym pytaniem - np. jaki mam rozmiar biustu a XXX jaką ma swoją męskość