Szukaj na tym blogu FAS

czwartek, 22 maja 2014

Jak dwóch wariatów wpadło po uszy .

Mieszkaliśmy już parę lat w naszej malutkiej kawalerce , dla dwóch osób była wystarczającym przytulnym azylem. 
Kiedy rodzina się powiększyła zaczęliśmy się przewracać przez własne rzeczy, a to wózek przeszkadzał, to znów nosidełko. 
Prosiłam męża i tłumaczyłam że na dłuższą metę nie damy rady, jednak nic nie docierało tym bardziej że teściowie stali za nim murem.
Jednak nastąpił taki piękny dzień kiedy nie można było wejść do mieszkania, ja zostawiłam w przedpokoju wózek a synuś dowiózł skrzynkę z zabawkami i tatuś nam z pracy do domu nie mógł wejść :-)  
Efekt był piorunujący bo zaczęło się szukanie mieszkania takie na wariackich papierach, znowu nic do męża nie docierało, w końcu mi powiedział kobieto czego ty właściwie chcesz.
W końcu kupiliśmy upragnione trzy pokojowe mieszkanie a przynajmniej tak nam się wydawało.
Bo okazało się że biuro nieruchomości zmalwersowało nasze pieniądze, zanudzać nie będę sprawa trafiła na policję do prokuratury  dwóch sądów, cywilnego i karnego, a że sprawa dotyczyła kilku rodzin i żadna nie przewidziała takiego obrotu sprawy, to geniusze pozamieniali się kluczami, zaczęli remontować mieszkanie zanim podpisali wszystkie dokumenty u notariusza.
To znaczy w naszym mieszkaniu nowy właściciel nic nie robił tylko poustawiał  swoje meble, zawiesił  firanki i zamieszkał, chociaż jeszcze zadzwonił że mu jeden hak nie pasuje na szafkę w kuchni. Zaczęłam się śmiać i powiedziałam że zaraz przyjedziemy z wiertarką ;)  Nasze mieszkanie remontowało kilka osób w tym firma a i tak trwało to parę miesięcy. 
Po początkowym zamieszaniu zainteresowane strony doszły do porozumienia,  albo tak nam się tylko wydawało.
Bo zaczęła nas straszyć była właścicielka naszego mieszkania . Problemów w tym czasie było tak dużo że sama nie wiem jak to wszystko przeszliśmy.
Widząc to nasi koledzy i koleżanki z pracy przygotowały nam wielką niespodziankę.
Pamiętam jak dziś Panią Helenkę która mnie zawołała i powiedziała do mnie  - wiemy wszyscy jakie macie problemy chcemy wam pomóc i ustaliliśmy że zrobimy zrzutkę żebyście spłacili tą Panią  - Pani Helenko jaką zrzutkę nie mogę tego przyjąć my mamy więcej długów i problemów niż włosów na głowie. 
Jednak do Helenki przychodzili inni i każdy kładł na stów tyle ile umiał nam pożyczyć -  Usłyszałam macie problemy a zawsze byliście w porządku my chcemy wam pomóc tak jak potrafimy i nie dyskutuj tylko bierz a oddasz jak będziesz miała.
Nie umiałam powiedzieć w tym momencie nawet dziękuję bo łzy leciały mi strumieniem po policzkach.
Na kartce zapisywałam imiona i kwoty pożyczki różną od malutkich kwot do dużych i okazało się że w pięć minut miałam potrzebną kwotę żeby oddać prześladowczyni.
Oczywiście jak mi wrócił głos to wszystkim podziękowałam.
Cała sprawa toczyła się dwa lata, wszystkie pieniądze odzyskaliśmy włącznie z odsetkami kosztami sądowymi  itd.
Długi wszystkie po oddawałam i nigdy nie zapomnę co dla mnie i mojej rodziny zrobiła ta niesamowita załoga . Brakowało mi wtedy słów i brakuje mi ich na dal

JednaZwielu

niedziela, 18 maja 2014

pogodzić się z chorobą - czy jest to możliwe ?

Jak byłam koło dwudziestki na mojej drodze spotkałam lekarza ,który chciał mi bardzo pomóc, był młodym lekarzem dla niego jeszcze nie było rzeczy niemożliwych. Chcieć to móc  :)  Kiedy zetknęliśmy się w przychodni pierwszy raz , zaczęło się od kłótni w końcu trzasnęłam drzwiami ( wkurzył mnie bo flirtował z pielęgniarkami a ja czułam się jakbym przeszkadzała ). Musiałam Mu zaimponować w każdym razie już nie byłam przeźroczysta .Bardzo wiele mi pomógł starał się konsultować mnie z różnymi specjalistami . Któregoś razu w szpitalu ( bardzo znanym w kraju ) pani doktor bardzo mi pojechała po psychice praktycznie mnie zgniotła i jeszcze jaki miała uśmiech na twarzy , ta jej satysfakcja  taka radość :-) Kiedy wyszłam przestało mi się chcieć  nawet nie można było się ze mną dogadać łzy leciały mi tylko po twarzy . Widząc co się dzieje moja D ( przyjaciółka ) od razu zawiozła mnie do mojego młodego lekarza , znalazł do mnie czas nie kazał nam czekać . Potrafił mnie uspokoić i dowiedzieć się co się stało jak poszły konsultacje . Na koniec  powiedział co myśli o swojej starszej koleżance, a mi bardzo ważne zdanie " nie ważne na co kto choruje i jak wygląda tylko jakim jest człowiekiem i zapamiętaj sobie jedno nigdy nie pozwól się obrażać nikomu z powodu choroby czy stanu zdrowia " za parę godzin prawie to samo powiedział mi tata . Dodał tylko że mam brać z życia ile się da i że nie ma rzeczy niemożliwych szkoda czasu na łzy i smutki . Nigdy nie byłam traktowana jak osoba chora, bardzo wiele lat ukrywałam w pracy i w rodzinie swoje problemy zdrowotne. Teraz kiedy już jest któryś rzut i regres to już nie da się mówić że nic się nie dzieje i niestety potrzebuję pomocy w drobnych sprawach ale jednak najwięcej pomaga mama i moja kuzynka z czego jestem bardzo zadowolona i bardzo im dziękuję . Czy pogodziłam się z chorobą to jest jak sinusoida ale z przewagą na TAK  . Życie trzeba brać jakie jest a nie zastanawiać się co by było gdyby albo dlaczego ja odpowiedzi się nie znajdzie a czas ucieknie bezpowrotnie .  Z chorobą syna trudniej  się pogodzić , dlaczego to tak wygląda , do czego zmierza , ile jeszcze zniszczeń poczyni po mimo tylu starań , ciągle mam nadzieją że w końcu będzie lepiej

JednaZwielu