Wróciłam do dobrych czasów gdzie nikt nie patrzy na mnie z krzywą miną.
Jest normalnie, zwyczajnie i tak powinno zostać i zawsze być.
Młody człowiek po paru latach, znowu wstaje rano na swoje zajęcia, nasz dzień znormalniał.
Do OREW chodzimy na ósmą a wracamy przed piętnastą. Po latach mam w końcu trochę czasu dla siebie – mogę nareszcie trochę odpocząć psychicznie, moja uwaga nie jest skoncentrowana na Młodym na okrągło.
A Młody zadowolony, uśmiechnięty nareszcie opowiada co robił, gdzie był. Zdaje relacje co jadł – „ale wiesz mamo z masła to ja nie lubię”. Syn dostaje śniadanie bez masła, obiad też zjada na ośrodku. Najważniejsze że posiłki smakują.
W zaczarowanym miejscu dzieje się dużo bo jak nie wycieczki, to hipoterapia, a to w inny dzień dogoterapia, już zaliczył spartakiadę i piknik, a dzisiaj dopiero 12 września.
Ciągle opowiada coś pozytywnego, przestał mówić o dziurach w drodze i o tym ile pani ma lat, albo gdzie mieszka.
Teraz opowiada co robili przy komputerze, lub co czytał i na jaki spacer poszli. Miód na moje uszy.
Co dziennie opowiada o kolegach i koleżankach, kto przyszedł a kto chory. Zrobiło się normalnie.
Kiedy przychodzimy zjada obiad ( drugi ) i za chwilę sam od siebie robi zadania domowe – „ wiesz zrobię i będę miał spokój”
Wierzyć się nie chce że się da i jeszcze wszyscy są zadowoleni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz