Szukaj na tym blogu FAS

piątek, 7 października 2016

Jedna tabletka i krzyżyk na drogę.

Od kilku tygodni jestem chora, po woli już zmęczona i zła. Ileż można siedzieć w domu, albo połykać leki.

W środę rozpoczynałam kolejną serię antybiotyku, zresztą w moim przypadku to przecież już nic nie powinno mnie dziwić. Jednak tym razem było inaczej – pół godziny po zażyciu tabletki zaczęło się ze mną dziać cos dziwnego.

Najpierw zaczęły mnie piec policzki, za chwilę byłam już purpurowa, ponieważ byłam sama w domu zadzwoniłam najpierw do mojej lekarki. Niestety mieszkam za daleko od przychodni i nie mogła podejść do mnie pielęgniarka – niestety. Pani doktor kazała mi zadzwonić na pogotowie. Jednak po rozłączeniu się mój stan zdrowia zaczął się  gwałtownie pogarszać.

Kiedy rozmawiałam z pogotowiem to już miałam problem z oddychaniem, kolejne dolegliwości dochodziły błyskawicznie. Z pokoju do drzwi wejściowych już się czołgałam, później już nie wiele pamiętam.

Kiedy byłam z powrotem całkiem przytomna, to pan ratownik krzyczał po mnie jak po łysej kobyle. Momentalnie powiedziałam mu, że sobie nie życzę, takiego krzyku wobec mojej osoby. Zaczął się wypytywać co się stało, to tłumaczę - że zażyłam nawy antybiotyk i zaczęła się tak silna reakcja alergiczna, na jakiś składnik leku.

To co usłyszałam powaliło mnie znowu na łopatki – to nie jest reakcja uczuleniowa, pani ma tężyczkę.

Podali mi zastrzyki – na uspokojenie, przeciwbólowy i przeciw wymiotny. Na szpital się nie zgodziłam bo co z Młodym.

Między czasie przyszedł XXX na szczęście.

Bo kiedy panowie ratownicy podali mi lek przeciw wymiotny, to doprowadzili do kolejnego nasilenia się uczulenia. Ponownie zaczęłam puchnąć, robić się jak burak i XXX wkroczył do akcji, podał mi podwójną dawkę wapna forte, leki przeciwhistaminowe. Skontaktowałam się ponownie z moją panią doktor, która tym razem kazała przyjść po receptę. Po właściwych lekach wszystko przeszło i jest dobrze.

Dzisiaj byłam na kontroli i kiedy jej opowiadałam jak to wszystko wyglądało, to powiedziała mi zdanie, które przeraziło mnie do reszty. Bo to że mój organizm był mądrzejszy, od ratowników - to jedno, a drugie to buta tych ludzi.

Wracając co powiedziała mi lekarka , o tusz do przychodni przyjeżdża pogotowie, po pacjenta z zawałem i kiedy w karetce jest lekarz to jest spokój, szacunek i profesjonalizm, a kiedy jest obsługa ratowników, to pielęgniarki pracujące w przychodni uciekają, bo nie chcą, ani słuchać, ani oglądać zachowania ratownictwa medycznego. Dzieje się tak ponieważ, to ratownicy rozstawiają po kontach lekarzy, z długoletnim stażem i traktują ich jak ścierki do podłogi.

 Ponieważ podobno z chorym systemem się nie wygra, to proponuję zaopatrzyć się na wszelki wypadek samodzielnie w leki ratujące życie. 

 

Mam nadzieję, że nie wszyscy ratownicy są tacy jak opisałam.