Szukaj na tym blogu FAS

niedziela, 10 lipca 2016

Obowiązkowe lata nauki już za Młodym, przyszedł czas na podsumowanie.

Świat zaczął się zmieniać kiedy syn zawitał do przedszkola, uwielbiał swoją panią Magdę, ale nie lubił nauki - nawet jak była przez zabawę. W tym momencie nie było osoby która by widziała dlaczego i jak mu pomóc. Czuł się dobrze za to na basenie, po mimo braku koordynacji nie miał poczucia strachu i lęku przed wodą. Z przedszkole zamiast do pierwszej klasy powędrował do szkolnej zerówki i tam pani Beata nic innego nie robiła tylko chwaliła. Jednak nie chciał chodzić z klasą na wycieczki lub do kina, pani Beata stanęła na wysokości zadania dawała mu poczucie bezpieczeństwa.

Początek pierwszej klasy to przerażenie wychowawczyni, mój ogromny lęk co to będzie jak mu pomóc, przecież nie możemy więcej razy Młodego odroczyć od obowiązku szkolnego.

Po czasie okazało się ze pani Renata była naszym ANIOŁEM na szkolnej drodze, odkryła że syn musi pracować na kartkach, książki i zeszyty przerażają i paraliżują, co powodowało u syna patrzenie w sufit i brak współpracy. Do tego ważny jest kształt ołówka, kredki czy pióra a nie obrazek lub kolor – nic nie mogło być okrągłe. W ten sposób małymi kroczkami syn przy dobrej współpracy – mama , pani i uczeń osiągał coraz większe sukcesy, zdał do czwartej klasy bez problemu, z bardzo dobrymi wynikami.

Kolejne dwa lata, to szkoła integracyjna i cudowna pani Aneta, dobra, wyrozumiała ale i bardzo konsekwentna, przy niej rozwinął skrzydła. Ale wychodziły kolejne dysfunkcje pracy mózgu, widać to było na historii, która dla syna była zupełnie nie zrozumiała, zdawał ją bez problemu, ale pod warunkiem, że to co się nauczył pani egzekwowała nie zmieniając pytania.

Szósta klasa i gimnazjum to już szkoła specjalna – okazuje się, że to zupełnie inna bajka, świat którego oboje musimy się uczyć. Początki to mój płacz po kątach i syna przerażenie, to nie był łatwy czas jednak drugie półrocze szóstej klasy to nauczanie indywidualne w domu, dla mnie i syna wielka ulga. Pierwsza klasa gimnazjum to nauka w szkole i nasze piekiełko na ziemi, współpraca moja ze szkołą praktycznie nie istniała. Młody też się pogubił, co wolno a co nie, a dlaczego to było najczęstsze pytanie. Druga i trzecia klasa to nauczanie indywidualne w szkole które było najlepszym rozwiązaniem.

W tej szkole Młody jednak poczuł się dobrze po czasie, nauczył się samodzielności, zaakceptował rówieśników, nie zdobył większej wiedzy z matematyki, polskiego czy chemii ale stał się szczęśliwszy. Zaczął doceniać sport - zajęcia pozalekcyjne z tenisa i kręgli były super, Młody był zadowolony przez jakiś czas. Dopiero w maju tego roku po zielonej szkole nie chciał w nich uczestniczyć. Co dokładnie się stało tego nie wiem do dzisiaj, jednak przypuszczam, że miała na to wpływ też zmiana mieszkania ( Młody jest bardzo ciekawskim człowiekiem, a tu tyle się działo )

Przywiózł dużo pozytywnych wspomnień z dwóch pobytów na zielonej szkole.

Egzaminu gimnazjalnego nie pisał, bo uznałam ze nie ma to sensu, jak praca mózgu ciągle się pogarsza.

A czy szkoła zaakceptowała mnie jako rodzica ?????

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz