Rozwój nieharmonijny
definicję którą znalazłam w sieci bardzo mi się w swojej prostocie spodobała, postanowiłam ją przekopiować
"Rozwój psychoruchowy nieharmonijny (dysharmonijny) – zakłócenia tempa rozwoju poszczególnych sfer (procesów orientacyjno-poznawczych oraz motorycznych), np. niektóre sfery rozwijają się w przeciętnym tempie, podczas gdy inne rozwijają się z opóźnieniem lub przyspieszeniem."
Ja ten rozwój obserwuję u mojego syna od długich lat ( do dziś ). Mało to wydaje mi się że tak będzie do końca życia.
W tym miejscu wklejam kolejny cytat przekopiowany z FB z grupy publicznej. Nie ukrywam to co przeczytałam mnie przeraża, ale o tym za chwilę
"Osoby ze spektrum FASD często mają tzw. zaburzenia wtórne, co sprawia że łamią prawo, stają się aspołeczne, nieempatyczne, niesamodzielne. Zapominamy w tej wyliczance o podstawowej prawdzie.
*
Zaburzenia wtórne powstają wtedy, kiedy dziecko z FASD nie ma dobrej wczesnej diagnozy i adekwatnej pomocy. Do pomocy nie zaliczamy wszystkich możliwych i dostępnych zajęć na jakie uda się nam zapisać dziecko, lecz adekwatną terapię wspomagającą osłabione funkcje OUN.
*
Zaburzenia wtórne nie występują u dzieci, które są dobrze prowadzone".
Teresa Jadczak-Szumiło
*
Fakt jak syn się urodził to FAS w Polsce raczkował, jednak to że nie było diagnozy, nie oznacza, że nie widziałam różnic miedzy moim synem a zdrowymi dziećmi.
Wiem powinnam napisać że nie mam instynktu macierzyńskiego, no bo nie jest moim biologicznym dzieckiem i takie tam samo biczowanie się że za mało książek itd.
Jednak tak nie napiszę bo właśnie instynkt macierzyński mam bardzo dobry, książek o wychowywaniu dzieci nie przeczytałam ani jednej.
Mało to, uważam że zbyt duże czytanie o rodzicielstwie zabija instynkt macierzyński.
Myślę że bardzo dużo kobiet było by szczęśliwszych, jak by słuchały własnego serca zamiast co kto napisał - "ja taka idealna nie jestem" często słychać po przeczytaniu kolejnych wskazówek😢😭
Obserwacja własnej pociechy przynosi dużo radości, reagowanie na jego potrzeby jest najważniejsze.
Dzięki temu że mój instynkt działa nie zrobiłam synowi krzywdy, wręcz miał super dzieciństwo.
Nasze terapie były domowe w formie zabawy, domowa terapia SI, najlepsza na świecie dogoterapia ( bo ile dzieci ma w psie takiego przyjaciela że pozwala mu siedzieć na grzbiecie ) hipoterapia na kucyku. Można by dużo pisać ale chyba już każdy wie o co mi chodzi.
Od samego początku w dokumentach jest rozwój nieharmonijny.
Z synem wypracowywałam jakieś osiągnięcia, umiejętności szkolne i kiedy nie są powtarzane - umiejętność zanikała.
Dużo zdrowych osób tak ma z tabliczką mnożenia.
Młodemu mylą się coraz bardziej rzeczy z wiedzy podstawowej - ja się tym martwię, a przynajmniej się martwiłam do momentu, kiedy nie obejrzałam kilku odcinków " MaturaToBzdura" tam dopiero można się dużo dowiedzieć.
Nasza edukacja już za nami wiec syn zaczyna pisać coraz bardziej nie zrozumiale itd. Nie ćwiczone zapominane.
Teraz skupiamy się na życiu codziennym, obowiązkach domowych.
Rzeczy które w sposób naturalny ćwiczymy
1) ścielenie łóżka
2) bieżący porządek w pokoju
3) robienie herbaty, kawy
4) robienie śniadań
5) pomoc przy obiedzie lub robi obiad samodzielnie
6) pomoc przy kolacji
7) sam robi koktajle owocowe
8) nauka pomywania
9) nastawia pralkę
10) pomaga przy wieszaniu prania
11) pomaga przy myciu okien
12) wyciera podłogą
13) odkurza podłogę
14) ściera kurze z mebli
15) wyrzuca śmieci i je segreguje
16) chodzi na zakupy
17) odczytuje liczniki ( prąd, gaz, woda)
Oczywiście nie robi wszystkiego codziennie tylko w zależności od potrzeby i ja nie siedzę tylko jeden np. zmywa naczynia druga osoba wyciera podłogę.
Robienie posiłków sprawia mnóstwo problemów, bo syn powinien pamiętać np. o proporcjach, przyprawach lub wszystkich składnikach, to nie jest proste dla Fasolki.
Kiedy ćwiczymy życie codzienne to słyszę że jeden dodać jeden to dwadzieścia, albo że miasto to jest państwo o pisaniu to już szkoda mówić.
No więc czy ja jestem złą matką, mam powody do dumy czy wstydu, według autorki słów przytoczonych na początku postu. 😏😏😏
Bardzo mnie to co przeczytałam zdenerwowało ponieważ jest krzywdzące dla opiekunów, rehabilitantów a nawet diagnostów.
Mało to ja sama uważam że nie każde dziecko z FAS powinno iść do adopcji, ponieważ choroba i jej konsekwencje mogą przerosnąć rodziców adopcyjnych. Tylko że pisanie takich informacji zniechęci przyszłych rodziców będą się bać stygmatyzacji i napiętnowania.
FAS jest taki że choćbyśmy na rzęsach stawali to efekty rehabilitacji zawsze będą niewiadomą.
Ja uważam że zrobiłam wszystko co było w mojej mocy, żeby syn był w dobrej formie a więcej to już siły nadprzyrodzone albo wola Boga jak ktoś woli.
Nie dajmy się zwariować, słuchajmy własnego serca, nie ma większej mądrości jak instynkt macierzyński