Jest sierpniowa niedziela – ja od kilku dni mam problemy z ciśnieniem, z :roll: dnia na dzień czuję się gorzej, nic mi się nie chce. Ciągłe zmęczenie daje mi się we znaki – odkryłam jednak że dobra kawa i pomaszerowanie na siłownię do parku pomaga mi na parę godzin.
I tak kiedy znowu nie mam siły żeby ruszyć palcem, kombinuję jak tu się zebrać i wyjść z domu i trochę poćwiczyć. Dwie kawy już wypiłam i nic, snuje się po mieszkaniu jak cień, obiadu nie gotuję bo to ulubione zajęcie XXX.
Najpierw dzwoni telefon – porozmawiałam, za chwile ja do kogoś dzwonię, czas upływa. Ciągle zastanawiam się wyjść, nie wyjść, do obiadu jeszcze trochę czasu – jak bym wyszła i zebrała się w sobie to jeszcze zdążę przed obiadem.
Coś przestawię, cos przesunę, pościel rano dałam na balkon, jednak tak naprawdę nie robię nic, oprócz siedzenia i marudzenia – jest jeszcze jedna czynność, pod sypiam w fotelu.
Z kuchni przychodzi XXX i przynosi pościel z balkonu ( my mamy balkon w kuchni ) – musiałam mieć nie złą minę, bo mówi do mnie co się tak dziwisz – przecież pada deszcz.
Upływają kolejne minuty, o czymś rozmawiamy – nagle za oknami zrobiło się biało, mleko za oknem i niesamowity szum drzew – nasze pootwierane okna zaczynają trzaskać. Każdy z domowników biegnie do innego pomieszczenia zamknąć okna. Kuchnia okazało się że jest najbardziej mokra
Potężny strumień wody i wiatru trwał chwilę w tym czasie nie było widać nic. Nie było ciemno było biało jak by ktoś mleko wylewał wiadrami.
Młody umył podłogę w kuchni – byłam bardzo zadowolona że to zrobił, bo ja dalej na nic nie miałam sił.
Kiedy siedzieliśmy w pokoju, powiedziałam na głos - jak byśmy mieszkali na mazurach, to pewnie przeżylibyśmy biały szkwał. XXX potwierdził pewnie tak to wygląda nad wodą.
Nikt z nas nie przypuszczał jednak co się stało, tak naprawdę - co ów mleko spowodowało.
Kiedy jednak nasza ulica, która zwłaszcza w niedzielę jest opustoszała, zaczęła przypominać drogę szybkiego ruchu, a za okien było słychać rozmowy przechodniów, postanowiłam sprawdzić info w sieci. Jakie było moje zdziwienie że to była trąba, a raczej namiastka. Niestety zniszczenia były i są bardziej namacalne i nie do uwierzenia, to była chwila, żadnego ostrzeżenia, a taki ogrom zniszczeń, nikomu nic się nie stało, aż się wierzyć nie chce.
Do dzisiaj jest porządkowany teren, ja jednak się zastanawiam czy jak byłabym w tym parku, a pewnie z Młodym – bo gdzie mama tam i On to czy dzisiaj bym pisała ten post.