Po szkole gimnazjalnej syn trafił do OREW - łatwo nie było się dostać, ale było warto. Bardzo długi czas byłam ty miejscem oczarowana. Miałam wrażenie że znaleźliśmy się w niebie, wszystko było poukładane, miłe i przyjemne, nie jeden pozytywny post o tym miejscu powstał.
Niestety życie jest sinusoidą i należy brać to zawsze pod uwagę, ja straciłam czujność. Wydawało mi się że tak dobrze wykształcona kadra doskonale rozumie zachowania i potrzeby syna.
No cóż nie zrozumiała i już nie zrozumie, " obudziłam się z ręką w nocniku" no ale tą opowieść należy zacząć od początku.
Syn miał przez cztery lata jednego wychowawcę i to było jak najbardziej w porządku, jednak nastąpiło zmęczenie materiału co jest zrozumiałe. Uważam że praca w OREW jest zwyczajnie trudna, męcząca i wyczerpująca. Nastąpiła zmiana wychowawcy no i jeszcze ten covid.
Przez wiele lat dążyłam żeby mieć dobre relacje ze swoim byłym mężem - właśnie ze względu na syna. I to właśnie się na mnie a przede wszystkim na młodym zemściło.
Byłam na tyle GŁUPIA że poprosiłam psychologa z ośrodka o pomoc i to był mój pierwszy błąd. Ponieważ mój były ma świetnie gadane, wzbudza zaufanie jest taki czarujący i taki bardzo pokrzywdzony. Przy tym wszystkim myślałam że psycholog połapie się w jego kłamstwach i uwierzcie bardzo się pomyliłam.
Bo sytuacja odwróciła się przeciwko mnie - to ja zostałam tą zła a tatuś w ocenie ośrodka został tym dobry.
Wycofałam się ze współpracy na tyle na ile mogłam.
To ja chodziłam wcześniej na wszystkie spotkania ( wywiadówki ) były ani razu, to ja chodziłam do ośrodkowego lekarza, były też nie pofatygował się ani razu. Podpisywałam wszystkie zgody, przepisywałam synowi terminy wizyt jak kolidowały z przedstawieniami itd.
Nigdy nie usłyszałam że o coś ma ośrodek do mnie pretensje. Kilka lat dobrej współpracy - a przynajmniej tak mi się wydawało.
Syn z nastolatka stał się dorosłym facetem tylko oprócz mnie mało kto to zauważył. Nie ma ograniczonych praw, więc ma prawo podejmować decyzje.
W tym momencie nastąpił problem - nawet wykształceni ludzie uważają że osoby niepełnosprawne nie powinny mieć prawa wyboru.
Mnie jednak chodzi o prawdziwą rehabilitacje w tym umiejętność wyboru i ponoszenie konsekwencji za to co się wybrało. Kiedyś mnie zabraknie a maże o tym żeby syn potrafił sobie poradzić bez DPS
Jedną z decyzji syna jest ograniczenie kontaktu z ojcem. Rozumiem jego decyzję, długo do tego dochodził - jest mi wstanie powiedzieć czemu mówi tacie nie. ( mówi to też innym osobom nawet osobie w mundurze)
Osoby które wiedzą co to FAS zdają sobie sprawę ile czasu sobie młody tą decyzję układał w głowie.
To nie jest żadna pochopna decyzja i nie wzięła się z niczego.
Były mąż nie przyjmuje tego do wiadomości mnie obraża na każdym kroku posunął się już do stalkingu. Syn obecnie zaczyna bać się wychodzić z domu.
Przyzwolenie tatuś dostał od ośrodka a przynajmniej nikt nie był w stanie mu wytłumaczyć jaką krzywdę robi synowi.
Czas pandemii nie ułatwił sprawy. Ja nie jeździłam do ośrodka ze względu na zagrożenie epidemiologiczne ale mój były tak.
Co dokładnie naopowiadał nie wiem, może i dobrze bo kto wie, może bym była po zawale ale że na kłamał to fakt.
Pod koniec września odbieram bardzo nie miły telefon od dyrektora ośrodka, zostałam potraktowana jak kłamca i pensjonarka.
" Pan wychowawca rozmawiał a ...... ( z moim synem ) posadził go na krzesło i zapytał czy on ma chęć widywania się z tatą. .....odpowiedział że tak no wie pani ...... nie ma powodu okłamywania wychowawcy"
No to ja wiem jedno, według nich ma chęć okłamywanie mnie albo ja mam chęć okłamywania ich.
Tylko to tak nie działa posadzili syna na krzesło i co oni myśleli .......
Przecież jedyną myślą syna było żeby oni dali mu jak najszybciej święty spokój.
Ktoś kto ma wiedzę - to tak by tego nie załatwił.
Pożyczyłam książki o FAS ale okazały się za trudne, jedna została podobno przeczytana, druga nie.
Były mąż nie jest zadowolony z nowej psycholog bo nie przyznaje mu racji. Kobieta ma olbrzymią wiedzę i doświadczenie, zresztą książkę którą nie był wstanie przeczytać wychowawca jest jej autorstwa. Ale od dyrektora ośrodka słyszę że to oni dali synowi wszystko a nowa psycholog nie jest mu do niczego potrzebna.
Tak, tak to jest teoria mojego byłego i przekonał do siebie dyrektora ośrodka. Nawet jak to piszę to mi się wierzyć nie chce, że podobno mądrzy wykształceni ludzie dali się tak wmanewrować w życie prywatne swojego ucznia na dodatek dorosłego.
Ponieważ w rozmowie zostałam poinformowana o oddaniu mnie do sądu dla dobra syna, uznałam że ktoś poszedł już o jeden most za daleko.
Sprawę przejął adwokat i o dziwo nastała cisza ze strony ośrodka.
Tatuś dalej stalkuje syna - zastanawiam się czy nie oddać sprawy do prokuratury. Piszę ja, bo ja otrzymuję obrzydliwe sms-y wszystko ma swoje granice wytrzymałości.
Tak więc z dobrej współpracy zostały tylko wspomnienia a teraz jest zwyczajny żal.
Syn od września miał iść krok wyżej na terapię zajęciową, jednak nie zdziwi mnie jak tam nie trafi z powodu braku miejsca.
A czy miejsce będzie, czy nie, tego się nie dowiem z prostego powodu - takich ośrodków jest za mało i z miejscami jest problem.
Wiem za to już na pewno że z ośrodkiem żegnać się nie będziemy, młody nie chce i tym razem to On mnie do tego przekonał.
Smutne jest to że namieszali podobno zdrowi ludzie a cierpi chory młody człowiek i każdy z tym swoim EGO tego nie widzi.
Od momentu kiedy przestał chodzić na ośrodek nikt nie zadzwonił, nie napisał, zero kontaktu.
Jedynie czego chcieli to podpis pod zgodą żeby mogli wysłać film na konkurs.
Taka jest smutna prawda o niepełnosprawności.
Mam nadzieję że sobie to też przeczytają i tym razem nie zadzwonią. Ponieważ teraz to my już telefonów nie potrzebujemy.
Potrzebujemy życzliwych osób, życie nam wystarczająco dokopuje, ludzie już nie muszą