Szukaj na tym blogu FAS

wtorek, 19 sierpnia 2014

Trudny temat czy można kłamać dla dobra dziecka ?

Dzisiejszy wpis na pewno będzie naładowany emocjami, ale nawet po wielu latach do tego tematu nie mogę podejść na spokojnie.

Nie dawno oglądałam w telewizji program o adopcji, podobał mi się sposób prowadzenia programu przez dziennikarza. Było zaproszonych paru gości między innymi dyrektor domu dziecka, psycholog, przedstawiciel rodzin zastępczych. Jedno z pytań dotyczyło zbyt długich procedur odpowiedź była standardowa – chodzi o dobro dziecka, te hasło było wymieniane przez wszystkich i we wszystkich przypadkach.

To prawda procedura adopcyjna jest długa i męcząca, trzeba mieć dużo samozaparcia i determinacji żeby przez to przejść.

Przyszłe rodziny są sprawdzane „od prawa do lewa od czubka głowy do koniuszka palca „

Majątek i finanse to tak na dzień dobry, zaświadczenia lekarskie to też punkt obowiązkowy , opinia zakładu pracy i sąsiadów oraz całe mnóstwo testów . Czasami się zastanawiałam czy ktoś ze mnie głupka robi, bo te same pytania zadawane któryś raz tylko zadane do góry nogami. Czekając na decyzje ja przynajmniej dostawałam zawału moje zdenerwowanie było dla mnie paraliżujące i na koniec wielka radość. W tym momencie świat się śmieje a człowiek zamiast po ziemi chodzi w chmurach. Do tego momentu nikt nie przypuszcza że może być oszukany tak oszukany to właściwe słowo może nawet za mało dobitne.

Procedury przewidują sprawdzanie przyszłych rodziców ale nic nie mówią na temat kłamstw dyrektorów i pracowników domów dziecka i innych instytucji zajmujących się dziećmi .

Dla dobra nie mówi się prawdy z jakiej rodziny dziecko pochodzi na co choruje itd.

Myśmy też zostali oszukani dzieciątko było takie drobniutkie i inne od wszystkich noworodków a pani ordynator tak umiała pięknie nas czarować że ja jeszcze kilka lat później wierzyłam że powiedziała wtedy prawdę że to tylko wcześniak

Co tak kobieta najlepszego tym kłamstwem narobiła ,głupia baba zrobiła dla dobra dziecka więcej złego niż dobrego .

Młodego i tak bym z mężem adoptowała ale moglibyśmy od razu Go rehabilitować , leczyć a nie marnować ośmiu lat na szukanie diagnozy a dwa lata obserwacji to też zmarnowany czas .

Nie mogę zrozumieć dlaczego dla popularnego hasła robi się tyle krzywdy wszystkim zainteresowanym

Rodziną zastępczym się płaci bo to małe domy dziecka rodziny adopcyjne zostają same a świat im się przewraca do góry nogami . Ja ze swojej pracy zrezygnowałam nie miałam wyboru zadecydowała pani ordynator lata temu. Ciekawe co zrobiła by Ona jakbyśmy się zamieniły rolami?

Przeczytałam niedawno historię rodziny która rozwiązała adopcje, oburzenie sądu na temat braku odpowiedzialności tylko na koniec artykułu dowiedziałam się że to dyrektor domu dziecka oszukał rodziców adopcyjnych mówiąc o fajnych miłych dzieciach zapomniał tylko powiedzieć że to mali przestępcy już w konflikcie z prawem i rodziny to Oni nie chcą

Proszę jednak nie wszystkich wkładać do jednego worka na pewno jest wielu ludzi którzy nie oszukują i działają faktycznie dla dobra dziecka

14 komentarzy:

  1. Witam... Pewnie i jest wiele rodzin adopcyjnych zadowolonych z adopcji... Bo sama znam kilka takich par ale są też takie jak nasza które wierzą w słowa osób pracujących w Ośrodkach tak jak ją...zdrowe dziecko... Fas w dokumentacji medycznej to poprostu standart w tych czasach... Prawie każde dziecko ma to zapisane... I ją też w to bardzo mocno wierzyłam tylko po co... Żeby 2 lata później dowiedzieć się że jednak w tym przypadku nie było to tyko napisane... Cechy dysmorfi twarzy.. niski wzrost oraz zachowanie córki oznaczały cechy dziecka chorego... Do dziś nie potrafię się pogodzić z tym że to nie ją miałam prawo wyboru tylko Ośrodek zadecydował za Nas.... Mała jest naprawdę kochana ale to ją powinnam zastanowić się i podjąć decyzję czy dam radę... Wiele osób nie zauważa tych cech bo dziecko jest jeszcze małe i twierdza że to moje chore wymysły bo przecież narazie rozwija się prawie normalnie...jest wielu ludzi którzy myślą podobnie jak My ale cieszę się i mam nadzieję że nasze przypadki są wyjątkami... A My mamy poprostu ciężkie zadanie by pomoc tym małym bezbronnym dziecia, które na samym początku już zostały skrzywdzone..

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Aga
    z tego co wiem to to jest dosyć częsta praktyka i nikt się nie zastanawia jaka jest robiona krzywda , czy My podołamy czy chcemy takiego życia z lekarzami i rehabilitantami na pierwszym planie . Krzywdzi się dzieci i nas i nikt nie wyciąga wobec tych oszustów konsekwencji staje się to normą .
    Myśmy adoptowali tylko wcześniaka zdrowego nic nie napisali czy zasugerowali a o Fas piętnaście lat temu to tylko wiedzieli lekarze . Pierwsza pediatra od syna na pierwszej wizycie powiedziała do mnie i małego dasz mamie popalić , kobieto składam Ci kondolencje . Słowa dźwięczą mi do dzisiaj ,ale lekarka nic więcej nie powiedziała co ma na myśli, a ja wyszłam z gabinetu wściekła i ze łzami w oczach jak Ona tak mogła
    Wiem że jest dużo udanych adopcji i cieszę się radością tych rodzin ale bardzo żałuje że nam nie zaufano nie mówiąc prawdy
    Pozdrawiam Aga cieplutko i mocno trzymam za Was kciuki życząc dużo radości w tym trudnym macierzyństwie :) :) :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj! Swego czasu poznałam małżeństwo, które zdecydowało się adoptować dziecko w wieku przedszkolnym. Zdrową dziewczynkę. Wzięli chłopca, zapóźnionego w rozwoju (diagnozy lekarskiej nie pamiętam), sprawiającego problemy wychowawcze. Bo dziecko rzuciło się na szyję kandydatce na matkę, wołaj "mamo". Dyrektorka ośrodka bezskutecznie usiłowała odwieść małżeństwo od tej decyzji, właśnie z uwagi na problemy rozwojowe, których rokowanie było nieznane. Zrobiła to z obawy, że rodzice adopcyjni mogliby się zniechęcić i dziecko z powrotem trafiłoby do placówki. Tak więc, nie wszyscy traktują dzieci jak towar na sprzedaż. W domu nowych rodziców dziecko odżyło. Dokonał się również skok rozwojowy. Krnąbrny chłopiec przeistoczył się w nadzwyczaj grzeczne, sympatyczne dziecko, które bez większych problemu radziło sobie w szkole. Nie wiem jak to wygląda na dzień dzisiejszy, bo nie mam z tą rodziną kontaktu.
    Z racji służbowych obowiązków, poznałam taką historię. Małżeństwo cofnęło adopcję kilkuletniej, prawidłowo rozwijającej się, dziewczynki, bowiem adopcyjna mama nie mogła się z dzieckiem porozumieć. Ale dziecko nie wróciło do placówki opiekuńczej, bowiem krewna adopcyjnej matki, która od pierwszego wejrzenia poczuła do dziecka odwzajemnianą sympatię, zdecydowała się na adopcję. Urzędowo to była jedynie formalność, bo dziecko przeprowadziło się z domu do domu, zanim sąd wydał postanowienie. "Wysoki Sąd" nie był oburzony.
    Nawet jeśli placówka opiekuńcza nie tai przed przyszłymi rodzicami prawdy. Każda adopcja to ryzyko dla obu stron.

    Wspomniałaś, że z urzędu niejako placówki opiekuńcze zatajają prawdę o stanie zdrowa dziecka. A to by znaczyło, ze chore dzieci nie są leczone farmakologicznie, ani rehabilitowane. Jeśli tak jest, to należałoby zlikwidować państwowe domy dziecka oraz zaniechać odbierania biologicznym rodzicom dzieci, których nie stać na ich utrzymanie, a co coraz częściej ma miejsce. Jestem za rodzinnymi domami dziecka oraz bardziej dokładnym badaniem przydatności kandydatów na opiekunów. Jestem przeciwna instytucji Rodzin Zastępczych, bo w moim odczuciu to zwykły biznes.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety dość często OAO zatajają prawdę. Znam dużo rodzin, które dowiedziały się o alkoholizmie matki po adopcji lub na sprawie adopcyjnej. I tego nie potrafię zrozumieć! I nawet nie chcę!
    Cóż w stosunku do nas OAO był w porządku. Powiedział wszystko co wiedział. Niczego nie zataił. Myśmy podjęli świadomą decyzję. Tylko zarówno my, jak i OAO nie wiemy, jak naprawdę było z %. To wie tylko MB, a ona twierdzi, że nie piła. Na takie sytuacje nie jest w stanie poradzić nic ani sąd, ani OAO.
    Życzyłabym sobie by OAO i DD oraz wszyscy inni mający pełną wiedzę - w sposób nawet bolesny dzielili się nią z kandydatami.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zawsze są dwie strony medalu. Ja sądzę, że przy adopcji powinna być szczerość, przyszli rodzice dziecka powinni dostać prawdziwą wiedzę na temat zdrowia dziecka, może będą się czuć na tyle silni, że potrafią jednak sprostać temu zadaniu. Tobie życzę jak najwięcej sukcesów wychowawczych i mimo trudów radości z macierzyństwa!! Pozdrawiam Ciebie i Młodego!! Anita

    OdpowiedzUsuń
  6. Bezimienna witaj
    to co opisałam znaczy tylko tyle że nie mówi się rodzicom adopcyjnym prawdy o dziecku nic więcej
    To że adopcja to z jednej strony radość a z drugiej ryzyko to każda para wie
    Bezimienna dużymi czerwonymi literami napisałam że nie można wszystkich mierzyć jedną miarą ja też znam dobre adopcje
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj Anito tu nie ma dwóch stron w adopcji powinna być właśnie dla dobra dziecka tylko SZCZEROŚĆ
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj ME
    dobrze ze OAO był szczery i miałaś świadomy wybór z mężem . Rozumiem że oni też nie wszystko wiedzą , ale problem w tych co wiedzą i nic nie mówią albo kłamią .
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wiem Jedna, że o kłamstwa chodzi - do nich się odniosłam w pierwszym i ostatnim członie swojej wypowiedzi. Oczywiście, że kłamstwu tudzież zatajaniu informacji mówię NIE!!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj ME tak wiem ja Cię zrozumiałam bez problemu
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Gołym okiem widać, że moje komentarze Cię irytują, więc ten jest ostatni. Miłego dnia.

    OdpowiedzUsuń
  12. Witaj Bezimienna
    nic mnie nie irytuje a to że mamy inne spojrzenie to dla mnie nie problem
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Witaj Jedna :).... czytając twojego posta słysze słowa mojego obecnego męża..... on tez z byłą wzieli dzieci z Domu Dziecka, młodszego nawet ze szpitala bo był odmrozony.....
    i wiedzieli tylko tyle że bracia maja innych ojców, o matce nie było słowa choc cała jej rodzinna miejscowośc wiedziała że pije, i co rok rodzi dzieci, ale 26 lat temu nie było chyba takich informacji jak teraz.... o FAZ... mąż dowwiedział sie sam zbierając literature na temat adopcji....w domu mamy kilka poważnych opracowań zarówno polskich lekarzy i psychologów, psychiatrów jak i zagranicznych.
    I dopiero po wgłębieniu sie w temat wiedział że lekko nie będzie....a jak było - sama wiesz...
    To rodziców sie magluje na wszelkie sposoby , zadaje podchwytliwe pytania aby zanotowac jakieś potknięcia ...tak mówi mój mąż... aby później w razie kłopotów móc powiedzieć...a jednak to ty rodzicu byłeś nie w porządku...
    nie wiem czy o tym pisałam ale w Nowinach Jeleniogórskich był artykuł w rodzicach adop. którzy wzięli dwójkę chłopców, takich około 10 latków. Od samego poczatku zaczęły się z nimi kłopoty, chłopcy kradli, kłamali zastraszali rodzicow...tak, tak!! nawet donosili na nich do policji....
    Nie pomagały żadne poradnie itp instytucje.
    kiedy rodzice byli prawie na pograniczu nerwowym dzieci zabrano spowrotem do ośrodka, a w sądzie po 6 miesiącach unieważniono adopcję.
    I szok dla mnie .... w sądzie To RODZICIE MUSIELI "PRZYZNAĆ SIĘ " ŻE TO Z ICH WINY CHŁOPCY SPOWROTEM TRAFILI DO DD.
    no i zasądzono im kwotę nie pamietam ale chyba około 10 tys. opłaty za pobyt dzieci w domu dziecka..... bo byli przez te 6 miesięcy jeszcze synami....
    jak się później okazało bo redaktor drążył temat chłopcy jeszcze przed adopcja kradli, kłamali itp..... dyrektor doskonale o tym wiedział, personel tez.... jednak nikt nie uprzedził RA o problemie, chętnie i szybko pozbyto się obu.....
    zresztą na moim blogu jest szereg wypowiedzi rodziców adopcyjnych o tym jak zostali oszukani....
    choc nie wątpię, że jest i tak jak piszesz czerwonymi literami:
    serdeczności\

    OdpowiedzUsuń
  14. Witaj Leptir
    Smutne strasznie to o czym tu piszemy . Jednym słowem OSZUSTWA były i są a my rodzice adopcyjni już na początku jesteśmy na przegranej pozycji . Wykorzystuje się nasze serce
    Pozdrawiam i zaglądam też do Ciebie :) :) :)

    OdpowiedzUsuń