Może ostatnio mniej o Młodym a więcej o mnie ale właśnie tak jest - opiekunowie są na drugim planie.
Nawet jak o czymś mówimy u lekarza na nasz temat że coś jest nie tak, to lekarze podchodzą na luziku. Jednym uchem wpada a drugim wypada, a my zostajemy ze swoim problemem sami.
Mój lekarz pierwszego kontaktu przy teleporadach chyba już nie wie jak wyglądam.
Ci co chodzą prywatnie do lekarza są podwójnie szczęśliwi, po pierwsze ich na to stać, a po drugie widzą lekarza. Wierzyć się nie chce że stało się to przywilejem.
Ale wracając do mnie wydawało by się że covid nas minął a jest inaczej.
Młody nie panuje nad tym co mówi i kiedy wpada w agresję staje się człowiekiem nie do opanowania.
Na szczęście już przyjął drugą dawkę szczepionki i od sierpnia wraca do swoich obowiązków.
Mój pobyt z synem 24 godziny na dobę 365 dni w roku spowodował spustoszenie mojego organizmu.
Tylko nieliczni rozumieją że opieka nad osobą niepełnosprawną potrafi być harówką.
Ja nie mam przypominam pomocy z nikąd - syn prawie od roku nie chce widzieć ojca.
Były mąż nie widzi u siebie wad wszystko jest czyjąś winą a ja nie pracuję tylko za darmo pieniądze biorę. Od lat nie mam pomocy i odpoczynku.
Nie zapominajcie że oprócz syna jest życie, są inne problemy
Ludzie potrafią być też wredni, w moim najbliższym otoczeniu też takich nie brakuje - są to sąsiedzi ostatnimi czasy. Trwa u nas generalny remont budynku. Naprawdę niektórzy przechodzą samych siebie - fachowcy że hoho.
Ze względu na własny stan zdrowia odcinam się coraz bardziej od tego, przecież jest zarząd jest inspektor budowlany. Tylko inni robią zamieszanie a do mnie się puka " a może pani ......"
Przecież ich nie wywalę bo niby dlaczego jak są grzeczni.
Młody znosi remont okropnie boję się że skończy się to w szpitalu - dziecko to nie twój problem - działa na niego jak płachta na byka.
I tak oto od dawna jestem na wojnie, każdy myśli że ja nie mam problemów bo uśmiechnięta bo jej można wszystko powiedzieć albo wymagać itd.
Okazało się że mój organizm padł i czeka mnie długie leczenie.
Wyniki badań no cóż niektóre parametry przerażają na dzień dzisiejszy grozi mi zawał, udar albo wylew - to może być chwila i będzie po mnie. Problem z cukrem to tylko mały detal. Za to dorobiłam się zespołu stresu pourazowego.
Dla tych co nie wiedzą z czym się to je - to taka przypadłość która strasznie przeszkadza żyć.
- ma się problem ze snem
- brak apetytu
- ciągłe zmęczenie
- dziwne bóle, a to ręki a to nogi, kołatanie serca
- częste bóle głowy
- dziwny strach że sobie z czymś nie poradzę że nie dam rady
Mogłabym jeszcze trochę wymienić tylko po co
Choroba rozwija się podstępnie szkoda tylko że mój lekarz pierwszego kontaktu miał taką odpowiedź, a to z kręgosłupa, a to pogoda, musi być pani cierpliwa.
Przy tej cierpliwości to można przejść na drugi świat.
Ja mam po mimo wszystko szczęście bo miał kto postawić diagnozę, dać zalecenia, powiedzieć co dalej.
Podsumowując ten wpis nam się wydaje że jesteśmy niezniszczalni, ze wszystkim sobie poradzimy bo któż inny jak nie my " mamusia musi " a to nieprawda nie jesteśmy z żelaza, jesteśmy tylko ludźmi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz