Pora na kawę - wchodzi kierownik i się pyta ciastka już kupione . To był codzienny nasz rytuał kawa z kierownikiem koło południa . Traktowaliśmy to bardzo pozytywnie trochę śmiechu jeszcze nikomu nie zaszkodziło . Tym razem rozmowa była o wyjazdach , planowanym urlopie a w zasadzie komu i ile jeszcze wolnego zostało .
Ja zaczęłam marudzić że chętnie bym pojechała i to nawet za godzinę obojętnie gdzie byle coś innego. W tym wchodzi pani Ala z pytaniem - kto należy do związków bo jest wyjazd na KK nad morze. Wszyscy wybuchnęli śmiechem :lol: to już Pani znalazła chętną .
Wyjazd był za trzy dni musiałam się do niego bardzo przygotować . Do tej pory o związkach wiedziałam tyle że się zapisałam i płaciłam składki a tu KK i ze mnie delegat :)
Zaczął się babski problem co się ubrać , do tego ta różnica wieku , nikogo nie znam, a jak się ośmieszę . Zaczęłam panikować i w tym z pomocą przyszedł mi przewodniczący, który zapoznał mnie przed wyjazdem z dwójką delegatów panią Marysią i panem Marianem .
Jak ktoś się zastanawia dlaczego nie pojechał sam, to nie mógł mia umierającą matkę :(
Jechaliśmy pociągiem całą noc w trójkę , czas upłynął szybko i na wesoło . Niestety jeszcze trzeba się było dostać do ośrodka , nie mieliśmy ochoty na tłuczenie się komunikacją miejską , dlatego pojechaliśmy taksówką . Zmęczenie powoli dawało się we znaki a gdzie tam koniec dnia, dopiero była dziewiąta rano . Przy zakwaterowaniu zaczęliśmy się znowu śmiać :lol: bo zostawiono dla nas pokój sześcioosobowy a tu dwie kobiety i jeden mężczyzna i brak innych pokoi . Cóż było robić zrobiliśmy pokój koedukacyjny . Po latach Marian się śmiał że spał z taką laską oczywiście niczego więcej nie tłumaczył ;)
Okazało się że krajówka miała więcej takich nie dociągnąć i kiedy zeszliśmy na śniadanie to weszliśmy do lodziarni zamiast jadalni było tak zimno. Marian poszedł do pokoju po nasze kurtki .
Przed rozpoczęciem KK chcieliśmy jeszcze wziąć prysznic, jednak nic z tego - leciała lodowata woda. Marysia podsumowała norma zachowana dobrze że przynajmniej komarów nie ma.
O dwunastej zaczęły się obrady i schodząc po schodach zrobiłam wielkie wejście , z nerwów poplątały mi się nogi i spadłam ze schodów , prosto pod nogi przewodniczącego federacji .
Na szczęście nic mi się nie stało , tylko parę siniaków .
Krajówka bardzo mi się podobała znalazłam tam wiele pokrewnych dusz , zaczęłam szybko się uczyć rzemiosła związkowego.
Od wiceprzewodniczącego dostałam wtedy chyba najważniejszą radę, która sprawdzała się przez wszystkie lata mojej związkowej pracy .
Bo mój przypadkowy wyjazd okazał się początkiem działalności związkowej na lata ;)
Gro ludzi uważa że związki są nie potrzebne i szkaluje się związkowców zwłaszcza ostatnio robią to politycy w tv . Owszem wszędzie są czarne owce ale związki są potrzebne bo inaczej w najlepszym razie cofniemy się do dziewiętnastego wieku
JednaZwielu
Niestety, przez brak dobrej interpunkcji czyta się fatalnie!
OdpowiedzUsuńTroszke wiecej odstepow i czytalo by sie znacznie lepiej
OdpowiedzUsuńhttp://hotelowerecenzje.blogspot.com
Polecam perły architektury: http://insygnus.pl
OdpowiedzUsuńCzasem takie spontaniczne wyjazdy są najlepsze, tym bardziej, że ten okazał się początkiem nowej drogi. Pozdrawiam! Anita
OdpowiedzUsuńWitaj Anito
OdpowiedzUsuńtak ten wyjazd okazał się naprawdę szczęśliwy i przez wiele lat dawał olbrzymią ilość satysfakcji . Każdy uśmiech na twarzy albo łzy szczęścia osoby której pomogłam to jak milion dolarów
Pozdrawiam :)