Dwa lata zmieniły bardzo dużo w mojej psychice, ludzie uczą więcej niż książki. Tylko książka nie rani często daje wiedzę, refleksję a co dają ludzie?
Po odejściu Pana K oboje z synem poczuliśmy dziwną pustkę, brakowało codziennej rutyny jego obecności. Młody tradycyjnie opowiadał komu popadło że Pan K znikł a ja nie miałam chęci na letarg, jakąś formę depresji - obiecałam sobie że będę żyła z uśmiechem na tyle na ile dam rady. Proste jednak to nie było bo otoczenie też nie pomagało. Cóż powiedzieć osobie - podobno dobrej znajomej, która zegarek ma za nic i potrafi na kawę przyjechać koło 22 bez zapowiedzi, przy swobodnej rozmowie usłyszeć takie słowa " Ty to jesteś dziwną wariatką " no cóż zostałam dziwną wariatką ok przeżyję są gorsze kataklizmy. Kiedy jednak pada sformułowanie " Ty chcesz sobie ułożyć życie kogoś znaleźć jak sama chorujesz i masz syna chorego, to on by musiał by być jakiś nienormalny zwyczajnym idiotą " Pomyślałam tylko że moja miarka cierpliwości się przebrała - to ja staram się jak mogę pomagam, wspieram itd. u tu takie bezpardonowe słowa i za co czy dlaczego? Za to że zawsze mogła na mnie liczyć. Dowiedziałam się od innej osoby że mówienie dzień dobry oznacza osaczanie - a ja myślałam że to kultura dnia codziennego. Teraz się zastanawiam komu mówię dzień dobry zeby nikt nie czuł się osaczony. Po co mam wysłuchiwać kolejne głupoty. O tym ile razy się zorientowałam że jestem okłamywana to pominę bo to jest nagminne. Tylko mnie intryguje co te kłamstwa dają - że pozostają bardziej śmieszni jak zostaną przyłapani. Młody na temat ludzi ma tak wyrobione zdanie że to ja uczyłam się od nieg. Niektórzy chyba uważają że jak ktoś jest sam to można mu wszystkie pomyje na głowę wlać a ten taki nieudacznik że jeszcze podziękuje.
Czarę goryczy przelała sytuacja z osobą którą w życiu nie widziałam w realu. Komentowaliśmy różne posty na jednej z grup, w którymś momencie mam info na priv Czy to ja bo znikłam i czy nie zmieniłam nika. Fakt nik zmieniłam i to ja odpisałam i tak zaczęło się nasze najpierw pisanie później rozmowy. W parę miesięcy przegadaliśmy mnóstwo godzin czasami do późna w nocy albo znów od wczesnego rana. Relacja od początku była jasna nikt z nas nie miał ochoty na spotkanie w realu takie bardziej braterskie podejście. Mój syn jednak powtarzał mama on cię wykorzystuje uważaj dzwoni bo ma problem bo mu pomagasz. Przekonałam się kolejny raz że Młody miał rację jego instynkt jest bezbłędny. "Braciszek" jak miał problem to dzwonił jak się ogarnął to zapomniał że istnieję.Teraz już nie odbiorę w styczniu pousuwałam zbędne kontakty w telefonie
Samo życie fałsz i obłuda plus kłamstwo wartości XXI wieku.
Jak to wszystko wpłynęło na moją psychikę - wyciągnęłam wnioski, jestem nieufna zamknęłam się w swojej skorupie, przestałam pomagać. Hasło które do mnie przylgnęło " Ty musisz pomagać Ty to kochasz robić " dla wielu będzie zaskoczeniem nie nie muszę tego robić mam dosyć wykorzystywania mojej osoby. Muszę patrzeć na siebie i syna na nasze dobro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz