kubeł zimnej wody
Już wielokrotnie myślałam że już mnie w życiu nic nie zaskoczy ale to nieprawda
zaskoczył mnie koronawirus, zaskoczyła nauka zdalna, E-wizyty, dużo jak na tak krótki czas.
Zdziwiło że niemożliwe stało się możliwe kiedy świat praktycznie zamarł z dnia na dzień.
Uczyłam syna codziennie od kiedy zaczął zerówkę do 5 klasy szkoły podstawowej ale nauka zdalna to porażka.
Narażę się wszystkim pracownikom ośrodka do którego chodzi syn - kiedy się wydawało że ułożyła się współpraca to okazało się że to wielka ściema.
Nie sztuką jest wysłać na messengera zadania piosenki ćwiczenia i zostawić to rodzicowi na karku.
Mój syn podszedł do tego w prosty sposób "oni mnie mają w dupie to ja się wysilać nie będę "
Obiecywało kilka pań że będą z nim rozmawiać przez telefon wstyd się przyznać ale jedna pani zadzwoniła raz, druga dwa a trzecia trzy za tyle miesięcy pracy zdalnej nie będę tego komentować. Każdy niech sobie sam wyrobi opinię.
Młody niestety przez odizolowanie jest dla mnie złośliwy, agresywny,pyskuje ma nadmiar adrenaliny z drugiej strony coraz bardziej się boi, nasilają się fobie.
W tym tygodniu mieliśmy E-wizytę z lekarzem ZP i co się okazało kiedy mówię jak sytuacja wygląda co mnie niepokoi co przeraża że nie wiem jak już mam tłumaczyć, prosić bo nic nie dociera jak grochem o ścianę.
Pani doktór ze stoickim spokojem " pani syn ma tak uszkodzony mózg że już lepiej nie będzie oby nie było gorzej możemy mu już tylko pomóc lekami bo psychoterapia nie pomoże najważniejsze żeby nie miał takiego poziomu adrenaliny"
Zdanie które usłyszałam wbiło mnie w fotel nie żebym nie wiedziała na co choruje młody, fakt że od wielu lat jest problem z psychologiem - Młodemu nie pomaga za to ja mam problemy kiedy on odwraca rzeczywistość, a psycholodzy są za słabi na takie przypadki chorobowe.
Po parunastu godzinach od tych słów jestem tej kobiecie wdzięczna - skończę się obwiniać że ja jako matka zawiodłam, że popełniłam jakiś nieodwracalny błąd, że jak mi ktoś coś powie że źle się synem zajmuję - to mogę powiedzieć zrób lepiej jak potrafisz
Okazuje się po raz kolejny że zrobiłam wszystko co było w ludzkiej mocy a choroba jest uparta i postępująca.
Koronawirus nie pomógł tylko zaszkodził młody gorzej czyta, liczy, jeszcze mniej rozumie co się dzieje w otoczeniu. Przestało mu zależeć - przynajmniej robi takie wrażenie.
Lekarka zrobiła coś więcej zapytała czy nie ma wypisać skierowania na terapię dla mnie - zdziwiłam się jednak od razu wyjaśniła że chodzi jej żeby psycholog pomógł mi zrozumieć lepiej syna, lepiej mu pomóc przy rozładowaniu napięcia itd. Oczywiście że się zgodziłam do tego mam informację do kogo mam się zgłosić, kogo ona poleca.
Dziś na FB zadałam takie pytanie "Zastanawia mnie czy wszyscy rodzice adopcyjni mają same sukcesy czy tylko ja mam problemy o których piszę na blogu"
jeden z komentarzy mnie zaskoczył " Złe myślenie to są nasze dzieci zapomnijcie że są adoptowane i pokonujcie problemy"
Na FB napisałam krótko tu rozwinę myśl - to że dziecko jest adoptowane nie znaczy że jest mniej kochane, doceniane czy zaopiekowane, to znaczy tylko tyle że na pewne rzeczy nie mieliśmy wpływu i nie powinniśmy się wstydzić adopcji to jest dar a nie wada czy grzech.
Wiem biologiczne dzieci też mogą chorować stwarzać problemy jednak jest różnica bo picie alkoholu w ciąży i ojca alkoholika swojemu dziecku bym nie zafundowała.
Uświadomiła mi to też kiedyś lekarka syna jak się oburzyłam że wpisała do dokumentów że syn jest adoptowany - " to powód do dumy a komisja ma się zastanawiać czemu pani piła i panią oceniać, nie oni mają wiedzieć że pani go kocha i dała mu dom i serce "
Wiem że część osób wypiera chorobę często słyszę nie wierz we wszystko lekarzom - lekarz też człowiek może się pomylić tylko często błędna diagnoza wynika z zatajania faktów.
Później w internacie się czyta że człowiek chorujący na FAS został nauczycielem, policjantem itd. Chciało by się zapytać Boże jakim cudem
Tak więc ja głowy w piasek nie wkładam a zaufanie lekarz - pacjent uważam za podstawę.
Domyślam się czemu ludzie nie mówią o problemach i tak szczery blog jest wyjątkiem - bo jest za dużo braku zrozumienia i hejtu
Kasiu zrobiłaś co w twojej mocy, choroby się nie przeskoczy. Jesteś super matką, borykasz sie sama z problemami, efekty są ale niewystarczające i to nie z twojej winy. Ja cie podziwiam, masz w sobie moc , bo ja juz u siebie jej nie widzę, zamykam się całkowicie w sobie, ty walczysz dopóki starczy i sil. A co dalej ? tego nikt nie wie. Dobrze że poszłaś na terapię, będziesz miała wsparcie psychologa ale w domu z problemami zostaniesz i tak sama. Zyczę ci dużo ciły , ale dbaj też o swoje zdrowie psychiczne. Sciskam mocno
OdpowiedzUsuńWandziu bardzo Ci dziękuję za wsparcie. Jednak martwi mnie brak twojej MOCY mam nadzieję że to tylko przejściowe. Pozdrawiam i dużo sił i zdrowia życzę :)
OdpowiedzUsuńWitaj, pierwszy raz "Cię" czytam i dlatego ciężko coś obiektywnego wywnioskować, bo zapewne wiele spraw o których piszesz w tym o chorobie Twojego dziecka jest szersze i wymaga wczytania się w temat. ALE nasunęła mi się jedna myśl, gdy przeczytałam Twoje myśli: "Wszędzie dobrze, tam gdzie nas nie ma." Już rozwijam i nie jest to nic złośliwego. Wydaje nam się, że gdy u nas świat się wali, to na pewno inni mają lepiej a przynajmniej lepiej sobie radzą a już na pewno są lepiej oceniani przez świat i innych ludzi niż jesteśmy my. Ciągle chcemy się do czegoś/kogoś porównywać i wypisywać plusy i minusy naszej sytuacji w porównaniu do innych sytuacji czy ludzi. Pytanie tylko po co? Co nam to da? Zastanawiasz się czy biologiczni rodzice mają lepiej, łatwiej.. Ale tak naprawdę jakie to ma znaczenie? To jest nieporównywalne i to nie tyle w kwestii bycia biologicznym czy adoptującym rodzicem ale rodzicem w ogóle. Każda rodzina to inna historia (pełna, niepełna, biologiczna, adopcyjna), to inne buty, inne emocje, inne problemy i radości. I każda rodzina na świecie nie jest ani lepsza ani gorsza od drugiej. Ona po prostu jest. Wierzę w to mocno, że każdy z nas jest po coś konkretnego na tym świecie.
OdpowiedzUsuńWyczytałam też pomiędzy słowami, że jest Ci ciężko, zwłaszcza teraz. Zapewne jak napiszę, że nie tylko Tobie (zdalna szkoła, kwarantanna.. ) to nie przyniesie ulgi. Nie znam matki, która nie zastanawiałaby się choć raz dziennie czy jest dobrą matką; którą nie targały by emocje, że robi coś źle; która by nie przepłakała choćby jednej nocy w miesiącu bo wszystkie jej wysiłki poszły na marne.. Nie ma idealnej matki, bez znaczenia czy biologicznej czy nie. Nie ma czegoś takiego jak idealność.. Kochaj najpiękniej jak umiesz - to jest esencja życia. Bądź - obok; Przestań się zadręczać pytaniami czy jesteś dobrą matką, jesteś najlepszą jaką potrafisz być. I tak - uważam że to przywilej być Matką, która adoptowała dziecko. Bądź po prostu z siebie dumna i ze swojego dziecka. Dzieci też trudno znoszą tę pandemię, ich świat nawet zawalił się mocniej niż nasz.. Więc następnym razem, gdy usłyszysz w swojej głowie: "Czy jesteś wystarczająco dobra?" Przeproś te myśli, zaparz sobie kawę, usiąść na tarasie/balkonie/ w fotelu i odpocznij a potem uśmiechnij się do swoich myśli i powiedz: "Tak, jestem wystarczająco dobra.!" Powodzenia! :)
PS. Przeczytałam tylko ten jeden post na razie, więc wybacz, jeśli coś zrozumiałam opacznie.
Renata
Renata dziękuję za komentarz ze względu na to że przeczytałaś tylko ten jeden post to nie skomentuje nic więcej bo troszkę sama nie wiem co myśleć. A nie chciałabym nic krytykować. Pozdrawiam życząc dużo dobrego
Usuń