Tym razem nie podsumuję ubiegłego roku - w skrócie był to rok diabła pod opieką aniołów.
Jednak na koniec roku przeprowadziliśmy się na większe mieszkanie. Młody był bardzo zaangażowany w przeprowadzkę, pakował, przewoził, przenosił. Dopiero po kilku dniach powiedział że go ręce bolą. Wcale się tym słowom nie dziwiłam, ja tą przeprowadzkę też odchorowałam.
Mieszkamy od 20 grudnia, ja jeszcze się nie przyzwyczaiłem ale syn jest przeszczęśliwy.
Po tym jak Sąd przy podziale majątku, Młodemu odebrał swój pokój, tatuś też się nie liczył z uczuciami i potrzebami Młodego.( syn miał 11 lat )
Pamiętam jak się zmieniało jego zachowania z każdym dniem, miesiącem i rokiem. Ile się nasłuchałam i nacierpiałam, ile napłakałam. Lata proszenia o pomoc psychologów psychiatrów tylko neurolog wierzyła że przyczyna jest brak stabilizacji za dużo zamieszania.
Teraz stał się cud jak by to wiele osób określiło, Młody ma swój pokój przestrzeń a ja nie mam teatru jednego aktora, mamy spokojne wieczory, na razie nie było ani jednego ataku agresji. Teraz kiedy jestem chora to On stara się, jak może, żeby dbać o mnie, chodzi do sklepu z kartką i robi zakupy podaje leki. Kiedyś też to robił, ale teraz nie protestuje, nie krzyczy, nie obraża.
Niestety moje podejrzenia od wielu lat się sprawdziły syn nie potrafił powiedzieć jak bardzo mu brakuje przestrzeni, swojego pokoju, to wyrażał to w swój sposób.
Obecnie cieszy się tym co ma, sam wybierał meble i zagospodarowywał swoją przestrzeń.
Tatuś jak zwykle się do niczego nie dołożył, za to wypytuje co zrobiliśmy ze 100 na święta.
Młody chce sobie kupić kurtkę, a ja zostałam oskarżona o zawłaszczenie jego pieniędzy